Tiki taka, znak firmowy reprezentacji i Barcelony był skuteczny, dopóki miała odpowiednich wykonawców. Jej symbole - Xavi czy Andres Iniesta - to wciąż znakomici piłkarze, a ich imiona pozostaną na zawsze w historii futbolu. Ale czas upływa. Iniesta ma 32 lata, Xavi już 34 (Xabi Alonso pawie 33). Nie mogą biegać tak, jak dawniej, są wolniejsi i chociaż niemal każda reprezentacja chciałaby ich mieć, to do zdobycia Pucharu Świata trzeba czegoś więcej. Oprócz umiejętności i odpowiedniego przygotowania na walkę w południowoamerykańskim piekle - także wewnętrznego żaru, który w przypadku ich dwóch i niemal wszystkich ich kolegów już wygasa. To nie przypadek, że w decydującym meczu z Chile Vicente del Bosque zostawił Xaviego na ławce.
Wiek piłkarzy jest tylko jedną z przyczyn porażki, w końcu na mundialu grają starsi od nich. Wynaleziono szczepionkę na tiki takę. W roku ubiegłym pokazał ją Bayern, pokonując dwukrotnie Barcelonę w Lidze Mistrzów. Teraz, w Brazylii, zrobiła to najpierw Holandia, a teraz Chile. Szczepionka jest może stosunkowo prymitywna jak na maestrię techniczną Hiszpanów, ale skuteczna. Wystarczy wystawić w środku boiska pięciu pomocników, którzy będą siedzieć na karkach Hiszpanów, nie dając im możliwości stosowania nieograniczonej liczby podań, które w przeszłości za którymś razem kończyły się wjechaniem do bramki. Mogą to zrobić piłkarze w porównaniu z hiszpańskimi niemal anonimowi (nazwiska Chilijczyków jeszcze nie zapadły nam w pamięć). Byle mieli siłę na półtorej godziny gry i wiarę, że walka się powiedzie. Nawet najlepszy zawodnik, czując stałą i bliską obecność przeciwnika, gra słabiej. Rywal zmusza do wysiłku, zmniejsza się precyzja, strata piłki staje się normą, do czego Hiszpanie dotychczas nie byli przyzwyczajeni. Do tego dochodzi presja, normalna dla każdego człowieka a na mundialu, zwłaszcza, kiedy na początek otrzymuje się niespodziewany cios nokautujący, jest ona większa.
Del Bosque zdawał sobie sprawę, że jego drużyna kiedyś dozna porażki. Chciał zmodyfikować grę, wprowadzając Diego Costę. Takiego napastnika do tej pory tiki taka nie uwzględniała i nie potrzebowała. Hiszpania i Barcelona dawały sobie radę bez napastników i tylko Fernando Torres przypominał czasami, że ktoś blisko bramki przeciwnika jest jednak potrzebny. On rozumiał się z kolegami, Diego Costa przyszedł ze szkoły Atletico, gdzie tiki taki nie było wśród przedmiotów obowiązkowych. Wiara, że po pięćdziesiątym podaniu piłka trafi do Diego Costy, a on już będzie wiedział co z nią zrobić, zawiodła. Może gdyby nie miał on przerwy w grze, spowodowanej kontuzją, może gdyby grał w kadrze dłużej, byłby tak skuteczny, jak w Madrycie.
Nie udało się. Del Bosque wierzył i ufał swoim piłkarzom. Postawił na grającego rzadko Ikera Casillasa, który też zawiódł. To tylko jedno z serii nieszczęść, jakich przed mundialem Hiszpanie nie brali pod uwagę. Legendy posypały się na oczach milionów. Pierwszym mistrzem świata, który odpadł po pierwszej rundzie, była Brazylia. W roku 1966 przegrała z Portugalią i Węgrami. Trener Feola, który osiem lat wcześniej zdobył mistrzostwo świata, stracił węch. Do tego Pele stał się wtedy celem brutalnych ataków wszystkich obrońców. W roku 2002 Francja odpadła między innymi dlatego, że już w Korei/Japonii kontuzję odniósł Zinedine Zidane. Francja też, tak samo jak Hiszpania teraz, przystępowała do turnieju jako mistrz świata i Europy. Wszyscy byli starsi i syci. W RPA Włosi nie mieli niezłe nazwiska, ale nie mieli drużyny. I trener Marcelo Lippi, który cztery lata wcześniej zdobył z nimi tytuł, też nie potrafił zapobiec porażce.
Wyeliminowanie Hiszpanii ma nieco inny charakter. Nie doszło do niego w wyniku konfliktów, kontuzji, nieporozumień. Zawiodła koncepcja, potrzebni są nowi nauczyciele i uczniowie - siłą rzeczy. I nie trzeba wcale zmieniać całego programu. Odchodzący najprawdopodobniej Vincente del Bosque dał po porażce z Chile pokaz klasy, jakiej nigdy mu nie brakowało. Nikogo nie obarczał winą (jeśli już, to siebie), bo w sporcie zespołowym nie wygrywa i nie przegrywa jeden człowiek. Nie szukał usprawiedliwień, przypomniał, że ci, którzy sprawili dziś zawód, bo przeciwnik był lepszy, przez kilka lata dawali radość. Taki jest sport. Przegrać też trzeba umieć i Hiszpanie to pokazali.