Coś, co do niedawna było regułą, odeszło wraz ze skórzaną piłką i bawełnianymi koszulkami. To stało się nagle. Przez dziesięciolecia piłkarze używali butów wyłącznie czarnych lub brązowych, czyli w takich kolorach, w jakich chodziło się po ulicy. Jeszcze do połowy lat sześćdziesiątych na Wyspach Brytyjskich zdarzały się koszulki rozpinane od góry do dołu, jak do garnituru.
Przełomu w obyczajach dokonano w konserwatywnej Anglii, a cios przyszedł z najmniej oczekiwanej strony. W meczu o Tarczę Dobroczynności Everton – Chelsea na Wembley, w roku 1970, mistrz świata Alan Ball włożył na mecz białe buty. Żadna szanująca się fabryka brytyjska czegoś takiego by nie wyprodukowała. Ale znalazł się duński producent – Hummel, który chciał wejść na rynek angielski i musiał w jakiś sposób zwrócić na siebie uwagę.
Próba nie była udana. Balla wyśmiano, że nosi buty jak jego żona, a w dodatku pragnie w ten mało wyrafinowany sposób odwrócić uwagę od swoich rudych włosów.
Zapomniano o tym pożałowania godnym epizodzie na wiele lat. Na rynku nadal panowały Adidas i Puma z bawarskiego miasteczka Herzogenaurach, rywalizujące na polu technologii i skór (najlepsze na piłkarskie buty – z kangura), ale pozostające przy kolorze czarnym. Ten ustalony porządek zburzyli, jakżeby inaczej, Amerykanie. Firma Nike nie tylko wypowiedziała Niemcom z Bawarii wojnę, ale wprowadziła nowe trendy, które, o zgrozo, spodobały się piłkarzom. A nawet jeśli się nie spodobały naprawdę, to polubili je za pieniądze. Jako pierwsi dali się na to nabrać futboliści z Czarnego Lądu. Podczas mundialu we Francji wielu z nich miało na nogach kolorowe buty. Kameruńczyk Rigobert Song poszedł jeszcze dalej. Na każdej nodze miał pantofle w innym kolorze. Pumie przypomniało się to niedawno i zrobiła takie dwukolorowe pary, w które ubrała najlepszych graczy świata, od Mario Balotellego począwszy, na Grzegorzu Krychowiaku skończywszy. Prawy różowy jak damskie majtki z PRL, lewy błękitny jak Morze Śródziemne.
Adidas i Nike nie zostały w tyle. Nie dość, że wyprodukowały buty we wszystkich kolorach istniejących i nieistniejących oraz w ciapki, to jeszcze dodały im cholewki za kostki. Grano w takich przed wojną. Tyle że były skórzane i ważyły średnio po kilogramie, a kiedy padał deszcz, to jeszcze więcej. Te dzisiejsze nic nie ważą, zrobione są z tworzywa cienkiego i elastycznego jak skóra na rękawiczki. Mają tylko tę wadę, że kiedy ktoś komuś w ferworze walki stanie na stopę, to boli.