Nie trzeba iść ?do biblioteki Uniwersytetu Jagiellońskiego, żeby zanurzyć się w pożółkłych rocznikach „Przeglądu Sportowego", „Raz, Dwa, Trzy" czy „Ilustrowanego Kuryera Codziennego". To ma swój urok, ale krakowskie ulice same w sobie są muzeami na świeżym powietrzu, gdzie czuć ducha Polski, która tutaj była zawsze, nawet kiedy na ścianach urzędów i restauracji wisiały portrety Najjaśniejszego Pana obsrywane przez muchy.
Nawet ja, warszawiak, który wpada do Krakowa nie tak często, jak by chciał, spotykam na rynku znajomych. Jest tam restauracja Loża, w której świat sztuki spotyka się z dziennikarskim i sportowym. Serce mi krwawiło, kiedy kilka lat temu, zaproszony tam przez gospodarzy, musiałem słuchać czterowiersza poświęconego Legii, śpiewanego na nieokreśloną melodię przez piłkarzy Wisły, świętujących tytuł mistrza Polski. To nie był miły tekst dla warszawiaka.
Ale tak się w historii naszej piłeczki działo i tak jest. Najpierw były Cracovia i Wisła, a dopiero potem Legia zawdzięczająca zresztą swoje powstanie i nazwę krakusom. Za datę narodzin futbolu w Polsce przyjęto dzień 14 lipca 1894 roku, kiedy to we Lwowie, w przeddzień rocznicy bitwy pod Grunwaldem, z okazji zlotu sokolego zagrały ze sobą drużyny ze Lwowa i Krakowa. ?Ale nieżyjący już historyk futbolu krakus dr Janusz Kukulski twierdził, że w jego mieście grano kilka lat wcześniej.
Określenie „rżnąć w gałę" ma ponad 100 lat i nic wspólnego z hobby premiera
Miejscem pierwszych meczów pomiędzy drużynami szkolnymi były Błonia i ogród założony ?w roku 1888 przez dr Henryka Jordana w ich bezpośrednim sąsiedztwie. Zresztą to właśnie ten znany krakowski ginekolog przywiózł do miasta pierwszą piłkę, którą na Zwierzyńcu nazywano gałą. Określenie „rżnąć w gałę", używane dziś ?w pejoratywnym kontekście, kiedy chodzi o hobby premiera, pochodzi więc ze Zwierzyńca, ma ponad 100 lat i nic wspólnego z Donaldem Tuskiem.