Park Jordana i okolice - felieton Stefana Szczepłka

Wyjazd z Warszawy na mecz ?do Krakowa jest wyprawą ?w przeszłość.

Publikacja: 03.07.2014 16:59

Stefan Szczepłek

Stefan Szczepłek

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompala

Nie trzeba iść ?do biblioteki Uniwersytetu Jagiellońskiego, żeby zanurzyć się w pożółkłych rocznikach  „Przeglądu Sportowego", „Raz, Dwa, Trzy" czy „Ilustrowanego Kuryera Codziennego". To ma swój urok, ale krakowskie ulice same w sobie są muzeami na świeżym powietrzu, gdzie czuć ducha Polski, która tutaj była zawsze, nawet kiedy na ścianach urzędów i restauracji wisiały portrety Najjaśniejszego Pana obsrywane przez muchy.

Nawet ja, warszawiak, który wpada do Krakowa nie tak często, jak by chciał, spotykam na rynku znajomych. Jest tam restauracja Loża, w której świat sztuki spotyka się z dziennikarskim i sportowym. Serce mi krwawiło, kiedy kilka lat temu, zaproszony tam przez gospodarzy, musiałem słuchać czterowiersza poświęconego Legii, śpiewanego na nieokreśloną melodię przez piłkarzy Wisły, świętujących tytuł mistrza Polski. To nie był miły tekst dla warszawiaka.

Ale tak się w historii naszej piłeczki działo i tak jest. Najpierw były Cracovia i Wisła, a dopiero potem Legia zawdzięczająca zresztą swoje powstanie i nazwę krakusom. Za datę narodzin futbolu w Polsce przyjęto dzień 14 lipca 1894 roku, kiedy to we Lwowie, w przeddzień rocznicy bitwy pod Grunwaldem, z okazji zlotu sokolego zagrały ze sobą drużyny ze Lwowa i Krakowa. ?Ale nieżyjący już historyk futbolu krakus dr Janusz Kukulski twierdził, że w jego mieście grano kilka lat wcześniej.

Określenie „rżnąć w gałę" ma ponad 100 lat i nic wspólnego z  hobby premiera

Miejscem pierwszych meczów pomiędzy drużynami szkolnymi były Błonia i ogród założony ?w roku 1888 przez dr Henryka Jordana w ich bezpośrednim sąsiedztwie. Zresztą to właśnie ten znany krakowski ginekolog przywiózł do miasta pierwszą piłkę, którą na Zwierzyńcu nazywano gałą. Określenie „rżnąć w gałę", używane dziś ?w pejoratywnym kontekście, kiedy chodzi o hobby premiera, pochodzi więc ze Zwierzyńca, ma ponad 100 lat i nic wspólnego z Donaldem Tuskiem.

A ogród wciąż tam jest, bo ?w Krakowie jak już coś było, ?to i jest. Podobno kiedy literat Michał Bałucki, bardziej znany jako autor „Góralu, czy ci nie żal" niż sztuk teatralnych, rozstawał się z życiem, strzelając sobie ?z browninga w skroń, słyszał odbicia skórzanej piłki footbolowej. Bo do tej tragedii doszło na Błoniach, przed wejściem ?do parku Jordana.

Zdaje się, że to nie do końca ?jest prawda, bo Bałucki strzelał do siebie, kiedy na początku ?XX wieku w piłkę wieczorem raczej się nie grało. ?Ale miejsce jest historyczne.

Nie wiadomo, czy Błonia łączą czy dzielą krakowian. Po ich jednej stronie znajduje się stadion Wisły, po drugiej – Cracovii. Wisły – imienia Henryka Reymana, legendarnego piłkarza, oficera Wojska Polskiego, walczącego w roku 1920 ?z bolszewikami, a w 1957 trenera, prowadzącego reprezentację Polski w zwycięskim meczu przeciw Związkowi Radzieckiemu. Stadion Cracovii - przy ulicy Józefa Kałuży, także legendy, uczestnika pierwszego meczu reprezentacji przeciw Węgrom, w roku 1921. Niedaleko tego stadionu mieszkali słynni kibice Cracovii – Gustaw Holoubek i Jerzy Pilch.

Z trzeciej strony Błoni, bliżej Kopca Kościuszki, znajdowało się boisko żydowskiego klubu Jutrzenka. Jej zawodnikiem był Józef Klotz, pierwszy strzelec bramki dla Polski w meczu reprezentacji.

Na nowych stadionach Wisły ?i Cracovii nie ma już tego ducha, jaki unosił się między drewnianymi ławkami. Zostało echo przekleństw wypowiadanych głośno przez kibiców, popularnych krakowskich postaci, które po przekroczeniu bram stadionów wtapiały się w żądny bramek za wszelką cenę tłum. Profesora Kazimierza Wyki na Cracovii, aktora Jana Nowickiego na Wiśle i wielu im podobnych.

Ale obok stadionu Wisły znajduje się stary budynek będący siedzibą Towarzystwa Sportowego Wisła. Urzęduje tam człowiek instytucja Ludwik Miętta-Mikołajewicz. Był w przeszłości najlepszym polskim trenerem koszykówki kobiet. W Wiśle ?i w reprezentacji Polski. Człowiek niezwykłej kultury, epigon wiślackiej tradycji, pielęgnujący materialne i niematerialne pamiątki. Tylko u niego można zobaczyć trofea, zdobywane przez Wisłę przed wojną i obrazy Wlastimila Hofmana, przedstawiające ówczesnych piłkarzy jako herosów. Bo to byli herosi.

Lubię chodzić pieszo ze swojego hotelu obok Bramy Floriańskiej na stadiony, żeby chłonąć Kraków. Po drodze nad Wisłę wstępuję do swojego ulubionego kościoła Świętej Anny ?(i ulubionego architekta polskiego baroku Tylmana ?z Gameren). Idąc na Cracovię, przechodzę przez Franciszkańską. W kościele z witrażami Stanisława Wyspiańskiego znajduje się ławka, w której ?lubił się modlić Karol Wojtyła. Bodajże trzecia od końca, po lewej stronie. Jest tam informująca o tym tabliczka i zawsze leży kwiatek. Po drugiej stronie ulicy znajduje się okno papieskie.

Kiedy Jan Paweł II zmarł, na stadionie jego Cracovii odbyła się msza pojednania kibiców Cracovii, Wisły i Hutnika. Staliśmy wszyscy razem na boisku i trybunach, bez żadnych podziałów, coś nas wtedy połączyło. Na Franciszkańskiej 3 kibice z całej Polski położyli swoje szaliki klubowe. Ten widok, palące się światła, nastrój mszy odprawianej między bramkami to było coś, czego nigdy nie zapomnę. Szczerość uczuć dawała wtedy nadzieje, ?że staniemy się od tej pory lepsi.

Nie udało się. Wróciła codzienność, odwieczne waśnie między Wisłą a Cracovią, brak szacunku i życie przeszłością. Bo, jak wiadomo, w Krakowie wszystko było lepsze kiedyś. Dobrze, ?że jest takie miasto.

Nie trzeba iść ?do biblioteki Uniwersytetu Jagiellońskiego, żeby zanurzyć się w pożółkłych rocznikach  „Przeglądu Sportowego", „Raz, Dwa, Trzy" czy „Ilustrowanego Kuryera Codziennego". To ma swój urok, ale krakowskie ulice same w sobie są muzeami na świeżym powietrzu, gdzie czuć ducha Polski, która tutaj była zawsze, nawet kiedy na ścianach urzędów i restauracji wisiały portrety Najjaśniejszego Pana obsrywane przez muchy.

Nawet ja, warszawiak, który wpada do Krakowa nie tak często, jak by chciał, spotykam na rynku znajomych. Jest tam restauracja Loża, w której świat sztuki spotyka się z dziennikarskim i sportowym. Serce mi krwawiło, kiedy kilka lat temu, zaproszony tam przez gospodarzy, musiałem słuchać czterowiersza poświęconego Legii, śpiewanego na nieokreśloną melodię przez piłkarzy Wisły, świętujących tytuł mistrza Polski. To nie był miły tekst dla warszawiaka.

Pozostało 84% artykułu
Sport
Andrzej Duda i Międzynarodowy Komitet Olimpijski. Czy to w ogóle możliwe?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Sport
Wsparcie MKOl dla polskiego kandydata na szefa WADA
Sport
Alpy 2030. Zimowe igrzyska we Francji zagrożone?
Sport
Putin chciał zorganizować własne igrzyska. Rosja odwołuje swoje plany
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Sport
Narendra Modi marzy o igrzyskach. Pójdzie na starcie z Arabią Saudyjską i Katarem?