Mówią i piszą o nim The Open, bo pomylić z innym turniejem nie sposób. Wiek: 154 lata, wygląd: nobliwy, ale krzepki, cechy szczególne: w świadomości Brytyjczyków wydarzenie równie ważne, jeśli nie ważniejsze niż Wimbledon, wyścigi konne w Royal Ascot, regaty w Henley oraz Royal Hospital Chelsea Flower Show.
Miejsce akcji i bohaterowie się zmieniają, lecz tradycja robi swoje – jedyny europejski turniej golfowego Wielkiego Szlema to zdarzenie wyjątkowe także dla tych, którzy przyjeżdżają zza oceanów i mierzą się z wyzwaniami, jakie wymyślili kilkaset lat temu szkoccy pasterze szukający rozrywki na skalistych brzegach swej wyjątkowej wyspy.
Liczy się miejsce, duch czasów i styl, które przypominają o korzeniach starej gry. W tym roku The Open nosi dumny numer 143 (przerwy wojenne zrobiły swoje), wrócił po paru latach przerwy na Royal Liverpool, pole nieopodal małej miejscowości Hoylake, 14 km na zachód od Liverpoolu, w hrabstwie ceremonialnym Merseyside, dystrykcie Wirral. Ważne o tyle, że pole zbudowano na wybrzeżu północno-zachodniej Anglii, stąd do Szkocji już bardzo blisko.
Turniej będzie rozgrywany w tym miejscu po raz dwunasty, ostatnio gościł najlepszych golfistów świata w 2006 roku, wygrał wówczas Tiger Woods, dwa uderzenia przed Chrisem DiMarco. Pole w Hoylake liczy 7312 jardów, ma par 72 (35-37). To drugie z położonych nad morzem najstarszych pól angielskich, pierwsze, które po szkockich gościło The Open, w 1897 roku. Zbudowano je na terenach liverpoolskiego klubu myśliwskiego, był więc czas, gdy spełniało podwójną rolę – miejsca gry w golfa i obszaru przełajowych wyścigów konnych.
Odegrało ważną rolę w rozwoju amatorskiego golfa na Wyspach Brytyjskich. W 1885 roku tutaj rozegrano pierwsze amatorskie mistrzostwa Wielkiej Brytanii, w 1921 jeszcze nieoficjalnie rozpoczęła się tam rywalizacja amatorskich reprezentacji wyspiarzy (z uwzględnieniem Irlandii) i USA, znana do dziś jako mecze o puchar George'a Herberta Walkera, 43. prezydenta Stanów Zjednoczonych. Na polu Royal Liverpool legendarny Bobby Jones w 1930 roku wygrywając The Open wykonał jedną czwartą pracy dającej mu nieco później Wielki Szlem, ale i samo zwycięstwo w brytyjskim turnieju sprowokowało nowojorczyków, by mistrzowi zrobić po powrocie wielką uliczną fetę z przejazdem ulicami miasta włącznie.