W sobotę wszystko wydawało się jasne. Po przegranym finale Drużynowego Pucharu Świata (Dania o jeden punkt wyprzedziła Polskę) trener Marek Cieślak poinformował, że pracę z kadrą zakończy w październiku. Wtedy trenerowi kończy się umowa i sam zainteresowany nie ma zamiaru rozmawiać na temat jej przedłużenia. Poza tym najwyższy czas, by drużyną narodową dowodził ktoś młodszy.
Ale w niedzielę na oficjalnej stronie internetowej reprezentacji Polski na żużlu pojawił się wywiad z prezesem Polskiego Związku Motorowego Andrzejem Witkowskim. Szef PZM stwierdził, że trener Cieślak "tak w ogóle, to powinien zostać dla dobra kadry, polskiego żużla i dla samego siebie." Prezes Witkowski powiedział również, że na temat kontraktu dla szkoleniowca nie zamieniono ani słowa.
Jeszcze tego samego dnia portal sportowefakty.pl opublikował rozmowę ze zdziwionym Markiem Cieślakiem. Menadżer kadry nie krył zaskoczenia, gdy dowiedział się, że prezes PZM ma nadzieję na dalszą współpracę. - To ja już nic nie wiem. Przecież prezes ma do mnie telefon i mógł na ten temat porozmawiać. Rozmowy na temat mojego kontraktu prowadzone były od dawna - mówił trener Cieślak.
Najbardziej utytułowany polski szkoleniowiec (z reprezentacją Polski pięciokrotnie triumfował w Drużynowym Pucharze Świata) powiedział też, że poczuł się zlekceważony, ponieważ postawiono mu ultimatum. Albo zdobędzie medal, albo może zapomnieć o przedłużeniu umowy.
Jednak Marek Cieślak od soboty zdążył zmienić zdanie i stwierdził, że mógłby dalej być selekcjonerem, pod warunkiem, że pewne osoby zaczną traktować go poważnie. Trener wie, że są ludzie, którym zależy, by odszedł.