Albo rezygnacja z funkcji dyrektora Muzeum Powstania Warszawskiego, albo wygaszenie mandatu – takie ultimatum w 2007 roku ówczesny marszałek Sejmu Bronisław Komorowski postawił posłowi PiS Janowi Ołdakowskiemu. – Nie może być instytucji świętych krów – mówił, tłumacząc, że prawo zakazuje łączenia mandatu poselskiego z pracą w jednostkach samorządu terytorialnego. Ostatecznie zdecydował, że Ołdakowski zachowa mandat, jednak tę decyzję poprzedziła polityczna awantura.
Inaczej zdominowana przez koalicję sejmowa Komisja Regulaminowa zachowała się, gdy w podobnej sytuacji znalazł się Roman Kosecki. Oddaliła zarzuty, a Stefan Niesiołowski z PO autorów wniosku przyrównał do sowieckiego zbrodniarza.
Sprawa rozpoczęła się w październiku 2012 r., gdy poseł Kosecki, były piłkarz narodowej reprezentacji, został wiceprezesem PZPN ds. szkolenia. Wcześniej kandydował na prezesa i zapowiadał, że w razie sukcesu zrzeknie się mandatu. Jako zastępca Zbigniewa Bońka uznał, że tę funkcję z posłowaniem można łączyć.
Innego zdania byli Marcin Mastalerek z PiS i Przemysław Wipler, obecnie związany z Nową Prawicą. – Z ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora wynika, że mandatu nie można łączyć z pracą w organizacji, która prowadzi działalność gospodarczą w oparciu o mienie publiczne – uzasadniał Wipler. Tłumaczył, że PZPN „sprzedaje bilety na mecze na stadionach", będących majątkiem komunalnym.
Wniosek Komisja Regulaminowa rozpatrzyła dopiero 10 września. Skąd dwuletnia zwłoka? – Wcześniej poruszaliśmy temat w ramach prezydium, bo zależało nam na wspólnym stanowisku. Poza tym powoli kończy się kadencja i przyszedł czas opróżniania szuflad – mówi wiceszef komisji Jerzy Budnik z PO.