Naturę obrażeń kierowcy podano dopiero dwie doby po pechowym wypadku, w którym prowadzony przez Bianchiego samochód wypadł z toru i uderzył w samobieżny dźwig usuwający z pobocza inne rozbite auto. Rodzina zawodnika poinformowała, że doznał on rozlanego uszkodzenia aksonalnego mózgu.
Takie urazy powstają w wyniku działania dużych przeciążeń i przemieszczenia się mózgu wewnątrz czaszki, a nie wskutek bezpośredniego uderzenia w głowę. Z nieoficjalnych informacji wynika, że Bianchi wypadł z toru przy około 200 km/godz, a przed uderzeniem w tylną część dźwigu samochód praktycznie nie wytracił prędkości. Lewa strona auta została całkowicie zniszczona, a siła zderzenia oderwała jego górną część ? z wlotem powietrza do silnika i pałąkiem chroniącym kierowcę w razie koziołkowania.
Nie ujawniono skali urazu, który polega na uszkodzeniu aksonów ? włókien odpowiedzialnych za połączenie i przesył informacji pomiędzy neuronami. Przy łagodnych lub umiarkowanych obrażeniach możliwy jest powrót do zdrowia, ale w przypadku ciężkiego urazu około 90% poszkodowanych nigdy nie budzi się ze śpiączki, a w przypadku pozostałych 10% dojście do sprawności jest często niemożliwe.
Do szpitala w Yokkaichi poza rodzicami Bianchiego przybyli także wybitni specjaliści: szef Komisji Medycznej FIA profesor Gerard Saillant, który na początku roku służył pomocą rodzinie Michaela Schumachera, a także profesor Alessandro Frati z Uniwersytetu Rzymskiego. Włoski neurochirurg został ściągnięty do Japonii przez zespół Ferrari, od lat wspierający karierę Bianchiego.
Zespół Marussia poinformował, że kolejne informacje na temat stanu ich kierowcy będą przekazywanie dopiero wtedy, gdy lekarze w porozumieniu z rodziną uznają to za stosowne.