Dla Korony Kielce strzelił już trzy bramki, chociaż jest w Polsce od niedawna, nie trenował regularnie, nie zna języka, poznaje dopiero partnerów i nie wytrzymuje 90 minut. To wszystko świadczy jak najlepiej o nim i znacznie gorzej o poziomie rozgrywek. Kapo był jednym z cudownych dzieci francuskiego futbolu, ale kilkanaście lat temu, kiedy grał w Auxerre. Potem krążył od klubu do klubu, z Juventusem włącznie, ale nigdzie nie zagrzał miejsca. Wolę jednak, gdy z młodymi Polakami gra ktoś taki, niż anonimy z Afryki lub Bałkanów, na których zarabiają tylko ich agenci.
Sukces Kapo to też zasługa jego trenera. Ryszard Tarasiewicz powinien otrzymać nagrodę za to, że wytrzymał rok z właścicielem Zawiszy Radosławem Osuchem i jeszcze zdobył Puchar Polski; wiedział też, jak postępować z tym piłkarzem. A w dodatku po francusku wytłumaczył mu, że najpierw powinien dojść do siebie w drugiej drużynie Korony. I w ten sposób reprezentant Francji grał w III lidze z polskimi dzieciakami.
Mam nadzieję, że po kilku miesiącach drogi przez mękę Tarasiewicz znalazł wreszcie właściwy kierunek. Trzy zwycięstwa z rzędu (w tym z Wisłą) i remis z Lechem jak na drużynę bez dużych nazwisk i wielkich pieniędzy to jest coś.
Mam w tym osobistą satysfakcję. Swój pierwszy wywiad z Ryszardem Tarasiewiczem przeprowadzałem we Wrocławiu gdzieś na początku lat 80. Kiedy młody chłopak, jeden z najzdolniejszych graczy w Polsce, mówi mi, że jego wzorem jest Kazimierz Deyna, to jest jasne, że wie, o co chodzi. Ładnie się rozwinął jako piłkarz, a teraz trener.
Asystentem Tarasiewicza w kolejnych klubach jest kolega ze Śląska Waldemar Tęsiorowski. Śląsk, grający teraz bodaj najładniej w lidze, prowadzi Tadeusz Pawłowski. To są legendy wrocławskiego klubu. Ludzie nieprzypadkowi, znający się na tym, co robią. Brakuje mi do kompletu tylko Janusza Sybisa. Cieszę się, patrząc na ich sukcesy, bo dla mnie pozostaną młodymi, na zawsze zdolnymi juniorami, którzy w jakimś stopniu spełnili swoje plany.