Coś optymistycznego w tej sytuacji jest, ale jakoś nie chce mi się wierzyć, że oto pojawiła się w lidze nowa siła, która będzie w stanie nawiązać walkę z Legią czy Lechem na dłuższą metę. Na to trzeba pieniędzy większych niż mają w Białymstoku. Michał Probierz, któremu kibicuję, od kiedy poznałem go osobiście, chyba wreszcie znalazł miejsce, w którym czuje się dobrze. Już raz został bohaterem Białegostoku, miał prawo pomyśleć, że to miasto jest dla niego za małe i postanowił sprawdzić się w innych, większych. Ale się nie powiodło.

Probierz ma zasady i wymagania, które często kłócą się z tym, co zastaje w miejscach swojej pracy, bo spotyka się tam z dyletantami lub klakierami. Nie znaczy to, że racja jest zawsze po jego stronie, ale w klubach, w których dużo do powiedzenia mają właściciel, namaszczony przez niego prezes, dyrektor sportowy i agenci piłkarzy, trudno o wspólny język. Trener bywa ubezwłasnowolniony a z taką rolą Probierz nigdy się nie godził. Być może jedyną osobą, z którą potrafi znaleźć wspólny język jest właściciel Jagiellonii Cezary Kulesza. Raz już na tym dobrze wyszli (zdobycie Pucharu Polski). Probierz nie boi się ryzykownych decyzji, które muszą dawać drużynie do myślenia. Przed tygodniem nie zabrał na mecz do Warszawy najlepszego strzelca Mateusza Piątkowskiego i wygrał bez niego. Teraz, we Wrocławiu Bartłomieja Dąbrowskiego (niecałe 18 lat, opinia najzdolniejszego bramkarza w tym wieku w Polsce) zastąpił Krzysztof Baran, który po kontuzji zagrał pierwszy raz od pół roku. I to był znów dobry wybór Probierza - Baran bronił wyśmienicie.

W dyskusji o decyzji Henninga Berga w sprawie Miroslava Radovicia jestem po stronie piłkarza. Trener uznał, że na mecz z Ajaksem nie wystawi Serba, ponieważ ma on głowę zaprzątniętą transferem do Chin. Zaskoczony był Radović i drużyna, na którą ma on duży wpływ. Serb zachowuje się w tym wszystkim wzorowo, nie wylewa swoich żalów. Ale powiedział mi wprost: „W Amsterdamie byłem zaskoczony i smutny. Trener powinien mnie już znać na tyle, by wiedzieć, że Legia jest dla mnie najważniejsza i wychodząc na boisko nigdy nie kalkuluję co mi się bardziej opłaca tylko gram. Nie obrażam się na nikogo. Kiedy wrócę z Chin to do Warszawy. Tu zamieszkam na stałe i będę pracował w Legii. To mi obiecał pan prezes". Na razie jednak w Legii zaczyna się nowy etap, bez Radovicia, wiernego klubowi od dziewięciu lat.