Porażka z Podbeskidziem na swoim boisku, kiedy się walczy o każdy punkt, to porażka podwójna. No właśnie – kiedy się walczy. Mam od pewnego czasu wrażenie, że piłkarzom Bełchatowa wszystko jedno, jak grają. Tak było w czasach trenera Kamila Kieresia i podobnie jest obecnie, kiedy pracuje Marek Zub.
W Bełchatowie od dawna nikt nie wyrasta ponad przeciętność. Dotyczy to działaczy, trenerów i piłkarzy. Ostatni raz widać tam było efekty pracy, kiedy prezesem klubu był Jerzy Ożóg, pierwszym trenerem – Orest Lenczyk mający do pomocy Marka Zuba i Zbigniewa Robakiewicza, a po boisku biegali m.in.: Radosław Matusiak, Łukasz Garguła, Tomasz Jastrzębowski, Marcin Kowalczyk, Dawid Nowak, Carlo Costly, Piotr Lech. W sezonie 2006/2007 zdobyli wicemistrzostwo Polski – coś wyjątkowego jak na Bełchatów. A w rozgrywkach o Puchar UEFA zremisowali w Dniepropietrowsku z Dnipro.
Wtedy tam wszystko grało. Dziś, mimo że Robakiewicz jest w Bełchatowie od dawna, a Zub zimą wrócił, nie widać żadnej zmiany na lepsze. Drużyna to szara masa, w której nie ma lidera ani na boisku, ani poza nim. Gdyby Zub miał w Bełchatowie takich zawodników jak w Żalgirisie Wilno, grałby teraz w grupie mistrzowskiej. Z tymi, których zastał, kiedy przyszedł do klubu zimą, może jedynie się bronić przed spadkiem.
W Bełchatowie od dawna piłkarze są w cieniu siatkarzy. Mają świadomość, że są zawieszeni między ekstraklasą a pierwszą ligą i można odnieść wrażenie, że im z tym dobrze. Uposażenie w pierwszej lidze nie jest dużo niższe, po co więc się męczyć. W meczu z Podbeskidziem, wyjątkowym ze względu na miejsca obydwu drużyn w tabeli, bełchatowianie zagrali, jakby to było spotkanie towarzyskie.
Wydawało mi się, że Bartosz Ślusarski, zawodnik doświadczony i inteligentny, stanie na czele zespołu. Ale zbyt długo leczył kontuzję. Arkadiusz Piech, który był bohaterem Ruchu Chorzów, gra, jakby nie rozumiał, co mówi do niego trener i jakie zasady panują na boisku. Podadzą mu piłkę – to strzeli, nie – to nie. Kiedy słucham wypowiedzi Michała Maka, ubolewam nad poziomem szkoły, jaką kończył, i zastanawiam się, czy przeczytał kiedyś jakąś książkę. A to jest podobno wielki talent, o czym przekonują jego (i brata) agenci mącący w głowie wyjazdem za granicę.