Decyzję ogłoszono w siedzibie Francuskiego Komitetu Olimpijskiego mieszczącej się – co ma znaczenie symboliczne – przy ulicy barona Pierre de Coubertina. Dzień wybrany został też nieprzypadkowo. 23 czerwca jest Dniem Olimpijskim. Kandydaturę ogłosili najwybitniejsi francuscy sportowcy - rekordzista świata w skoku o tyczce Renaud Lavillenie, mistrzyni olimpijska w pływaniu Laure Manaudou, najwybitniejszy współczesny judoka Teddy Riner, florecistka Laura Flessel.
W promocję kandydatury zaangażowani są niemal wyłącznie sportowcy. Politycy – w tym prezydent François Hollande – poprą ją oficjalnie w dniu święta narodowego 14 lipca, ale będą aktorami drugiego planu. Komitet nie życzy sobie upolityczniania kandydatury. Sondaże wskazują, że aż 79 procent Francuzów uważa ogłoszenie kandydatury za „dobrą wiadomość dla Francji". Kontrkandydatami stolicy Francji są: Boston, Hamburg, Rzym, Budapeszt i prawdopodobnie Baku oraz Dauha. Z kilku powodów Paryż wydaje się faworytem.
Już dziś ma bardzo dobrze przygotowaną ofertę, sprawnie działający komitet organizacyjny, doświadczenie w przygotowaniu wielkich imprez i niemal gotową infrastrukturę sportową. Ceremonia otwarcia i zawody lekkoatletyczne odbyłyby się na Stade de France, turniej tenisowy na kortach Rolanda Garrosa, mecze piłkarskie na stadionach, które w przyszłym roku gościć będą uczestników mistrzostw Europy. Gotowe jest już pole golfowe, do rozgrywania kilku dyscyplin nadaje się hala Bercy, kilka miast (Brest, Le Havre, Hyeres, Marsylia, La Rochelle) – z gotową i sprawdzoną bazą – ubiega się o to, żeby przyjąć żeglarzy. Paryż musiałby tylko zbudować basen i wioskę olimpijską, znaleźć lokalizację dla biura prasowego. W oczach MKOl jest to ogromnym atutem.
Przewagą Bostonu jest to, że Stany Zjednoczone nie były organizatorem igrzysk olimpijskich od 1996 roku (Atlanta), ale poważnym wewnętrznym problemem jest podtrzymanie tej kandydatury. Mieszkańcy stolicy stanu Massachusetts są przeciwni organizacji w ich mieście największej sportowej imprezy świata. Powstał oficjalny ruch „No Boston Olympics", a w jednym z ostatnich sondaży olimpijskim planom sprzeciwiło się aż 49 procent mieszkańców, za było tylko 39 procent. Prawdopodobnie w listopadzie przyszłego roku odbędzie się referendum, czy podtrzymać ofertę złożoną 8 stycznia w MKOl. Amerykanie już myślą o tym, żeby zmienić kandydata - Boston miałoby zastąpić Los Angeles. Kolejną propozycją jest lobbowanie za Zimowymi Igrzyskami Olimpijskimi w Salt Lake City w 2026 roku albo przesunięcie kandydatury na 2028 rok.
Ciekawa wydaje się kandydatura Hamburga, drugiego co do wielkości miasta Niemiec. Niemiecki Komitet Olimpijski zachwala ją przede wszystkim podkreślając lokalizację obiektów niemal w jednej dzielnicy – Kleiner Grasbrook. To poprzemysłowy region miasta, położony blisko portu. Większość aren wybudowana zostałaby od nowa. Nowoczesność, ekologia to jedno z głównych haseł tej kandydatury. Ma ona wsparcie (w tej chwili w wysokości 30 milionów euro) rządu niemieckiego. Ambasadorem projektu jest znany przed laty tenisista, zwycięzca Wimbledonu z 1991 roku Michael Stich. Ale decydujący głos należeć będzie do mieszkańców, którzy wyrażą swoją opinię w zaplanowanym na 26 listopada referendum. Jego koszt szacowany jest na 4,6 mln euro.