Szanse stolicy Węgier od początku wyglądały słabo, a teraz wszystko wskazuje, że Budapeszt także wycofa się z wyścigu. 15 lutego odbyła się manifestacja tych, którzy uważają, że Węgier na taki wydatek nie stać. Frekwencja zaskoczyła wszystkich - przyszły tłumy ludzi. W tej sytuacji burmistrz węgierskiej stolicy Istvan Tarlos nie wyklucza referendum, choć zdaje sobie sobie sprawę, że przeciwnicy igrzysk raczej wygrają. Aby je przeprowadzić trzeba było zgromadzić 400 000 tysięcy podpisów, co udało się bez trudu. W tej sytuacji komitet pracujący na rzecz kandydatury Budapesztu zawiesił prace, uznając dalsze wydatki za bezcelowe. W najbliższych dniach burmistrz ma się spotkać z premierem Viktorem Orbanem i szefem komitetu olimpijskiego Węgier.
Jeśli Budapeszt się wycofa, wrócimy do sytuacji z lat 80., gdy po politycznych bojkotach igrzysk 1980 i 1984 chętnych do ich organizacji nie było. Obecnie tylko Paryż ogarnięty jest olimpijską gorączką, jego władze chcą igrzysk (referendum nie było), bo duma Francuzów została podrażniona kilkoma porażkami, przede wszystkim tą z Londynem w starciu o igrzyska 2012. Los Angeles też traktuje swą ofertę poważnie, ale nie jest to - tak jak we Francji - sprawa narodowego prestiżu.