To właściwie film o kibicach Beitaru deklarujących się jako „najbardziej rasistowscy w kraju". Wspierany od lat przez izraelską prawicę klub nigdy nie zatrudniał piłkarzy arabskiego pochodzenia, co w Izraelu nie jest bynajmniej normą, a w tamtejszej ekstraklasie gra również drużyna złożona z Palestyńczyków. Reżyserka Maya Zinshtein zaplanowała zdjęcia na sezon 2012/2013. Nie wiedziała wówczas o tym, że kontrowersyjny właściciel klubu, pochodzący z Rosji niedoszły burmistrz Jerozolimy, handlarz bronią i miliarder Arkadij Gajdamak, próbując otworzyć sobie nowe możliwości biznesowe, wyśle drużynę na mecz do rządzonej po dyktatorsku Czeczenii, a efektem tamtej podróży będzie także transfer do Beitaru dwóch piłkarzy grających dotąd w Groznym. Piłkarzy wyznających islam.
W świecie futbolu wydarzenia, do których na skutek tego transferu doszło w Jerozolimie, nie są bynajmniej normą: wbrew stereotypom piłkarscy kibice łatwiej niż przeciętni obywatele godzą się z wielokulturowością, wieloetnicznością czy wieloreligijnością, jeśli nawet nie w imię wartości, to w myśl pragmatycznej zasady „nieważne, skąd jesteś, ważne, byś dobrze grał".
W tym przypadku jednak fani odwrócili się od drużyny. Po tym jak Czeczenów przywitał na konferencji prasowej kapitan Beitaru, zaczęto go lżyć z trybun. Kiedy w końcu jeden z Czeczenów strzelił bramkę, najbardziej radykalna grupa fanów gremialnie wyszła ze stadionu, terroryzując pozostałych kibiców i doprowadzając do sytuacji, w której Beitar musiał rozgrywać mecze przy pustych trybunach. Widzowie wrócili dopiero na ostatnią kolejkę – w chwili gdy zwykle pewny miejsca w górnej połowie tabeli zespół rozpaczliwie bronił się przed spadkiem z ligi.
Po roku męczarni Bogu ducha winni czeczeńscy piłkarze wrócili do ojczyzny (jeden z nich trafił później do polskiej ekstraklasy), a poniewierani kapitan, trener i prezes musieli opuścić klub, sprzedany już zresztą przez Arkadija Gajdamaka.
Beitar wciąż pozostaje „czysty": zatrudnienie w nim muzułmanina czy Araba znów jest niewyobrażalne. Zdecydowałem się opowiedzieć o tym w „Rzeczpospolitej" nie tylko dlatego, że film „Forever Pure" przekracza kategorię, w ramach której go obejrzałem (na Przeglądzie Filmów Piłkarskich, zorganizowanym w Krakowie). Rzecz w tym, że sprawa ma wymiar uniwersalny i dotyka sposobu, w jaki często odbywa się komunikacja, także w naszym społeczeństwie.