Po wpadce z St. Patrick's Athletic (1:1) w eliminacjach Ligi Mistrzów prezes Bogusław Leśnodorski napisał na Twitterze, że „gorzej być nie może!!!". Przegrana z wracającym po roku do ekstraklasy PGE GKS Bełchatów (0:1) komentarza nie wymagała, wystarczyło jedno słowo: „Przepraszam".
Może i Legia ma najsilniejszą kadrę w Polsce, ale nie tworzy drużyny. Gra wolno, bez pomysłu. Aż strach pomyśleć, jak skończy się ewentualna rywalizacja z Celtikiem Glasgow, jeśli w środę zespół z Warszawy zwycięży jednak w Dublinie (albo zremisuje przynajmniej 2:2) i awansuje do trzeciej rundy.
W Irlandii na boisko znów ma wyjść pierwsza jedenastka. W sobotę Henning Berg dał odpocząć Miroslavowi Radoviciowi, Michałowi Żyro i Tomaszowi Brzyskiemu. Do składu wrócił Władimer Dwaliszwili, w ekstraklasie zadebiutowali 17-letni Mateusz Wieteska i Adam Ryczkowski. Eksperymenty efektów nie przyniosły, tak jak w Superpucharze Polski (2:3 z Zawiszą). Legia przez 90 minut oddała tylko jeden celny strzał (Dwaliszwili), ale według trenera stworzyła więcej sytuacji, zabrakło tylko skuteczności.
– Odpowiedzialność za ten wynik biorę na siebie. Na pewno musimy coś zmienić, może powinniśmy grać prościej. Dziennikarze lubią mówią o kryzysach, ale takiego w Legii nie ma – przekonuje Berg. – Przed nami jeszcze 36 meczów w lidze. Pamiętamy, z jak wielką przewagą zdobyliśmy mistrzostwo w ubiegłym sezonie, więc po jednej porażce nie zamierzamy płakać.
Brawo Vojo!
Trener Bełchatowa Kamil Kiereś obiecywał, że jego zawodnicy nie przestraszą się gospodarzy i przy Łazienkowskiej „obrony Częstochowy nie będzie". Słowa dotrzymał. Jedyny gol padł tuż przed przerwą, po kontrataku. Legia straciła piłkę w środku boiska, Michał Mak dośrodkował do Bartosza Ślusarskiego, ten przystawił tylko nogę.