W Hiszpanii bez zmian

Real najpierw uciekał Barcelonie, potem gonił, wyszło na remis. Między Leo Messim i Cristiano Ronaldo też – strzelili po dwa gole

Publikacja: 08.10.2012 01:23

Przewidywania się sprawdziły, kibice Barcelony krzyczeli i w pierwszej, i w drugiej połowie, że chcą niepodległości dla Katalonii. Ale jeśli chodzi o futbol, nikt się na Camp Nou od nikogo nie oderwał. Ani Barca nie powiększyła przewagi nad Realem do 11 punktów, choć miała szansę, ani Messi z Cristiano nie rozstrzygnęli, komu bardziej należy się Złota Piłka.

Najlepiej, gdyby ją można było dać im obu. Miał rację Jose Mourinho – bardzo rycerski tego wieczoru – gdy mówił, że powinno się zakazać dyskusji, który z nich jest lepszy, bo obaj są nie z tej ziemi. Messi jest już tylko o jeden gol od rekordu Alfredo di Stefano, który w meczach Barcy z Realem strzelił 18 goli. Cristiano strzelił Barcelonie gola w szóstym meczu z rzędu, co się wcześniej nie udało nikomu.

Obaj się zmieniają. Messi coraz więcej mówi i coraz więcej wymaga od innych. Cristiano stał się mniej nerwowy, mniej egoistyczny, miał wczoraj tylko jeden moment, gdy chęć przelicytowania Messiego wzięła górę i Portugalczyk niepotrzebnie próbował strzału.

To Cristiano dał Realowi prowadzenie, strzelając w krótki róg, gdy Victor Valdes nastawił się na strzał w długi. Messi wyrównał, wykorzystując błąd Pepe, który wybił piłkę pod jego nogi, a w drugiej połowie dał Barcelonie prowadzenie uderzeniem z rzutu wolnego.

Ale Cristiano zdążył odpowiedzieć, gdy Mesut Oezil, król otwartych przestrzeni – jest o klasę lepszy w kontrataku niż w spokojnym budowaniu akcji – wykorzystał złe ustawienie obrońców Barcelony i podał mu piłkę tak, że Portugalczyk znalazł się sam przed Valdesem.  Niech się teraz głosujący w plebiscycie głowią, co zrobić ze Złotą Piłką.

To nie był wieczór definitywnych odpowiedzi i na pewno nie ucichną też dyskusje, co czeka Barcelonę pod wodzą Tito Vilanovy.

Widać, że nadchodzi nowe, ale nie wiadomo jeszcze, jakich nabierze kształtów. Coś w tej odmienionej Barcelonie ciągle zgrzyta, trener co mecz w wystawia w lidze inny skład, ale liczby się zgadzają: sześć zwycięstw i remis w pierwszych siedmiu spotkaniach. Obrona wciąż przecieka, tak bardzo, że już trudno powiedzieć, czy chodzi tylko o plagę kontuzji, nieobecność m.in. Carlesa Puyola i Pique, czy jednak to w planie trenera coś się nie zgadza. Ale ma też Barca Vilanovy wyjątkową zdolność przetrwania trudnych momentów i odwracania biegu meczów. Robiła to w tym sezonie już kilka razy.

Inna sprawa, że wczoraj to Real dał rywalowi szansę powrotu do gry, gdy Sergio Ramos minimalnie chybił jeszcze przy bezbramkowym remisie, i gdy Karim Benzema w trudny do wytłumaczenia sposób zmarnował okazję na 2:0. Real kolejny już raz przyjechał na Camp Nou grać jak u siebie. Chwilami wręcz przypominał Barcelonę z najlepszych chwil Guardioli: oblegającą pole karne rywala i próbującą znaleźć miejsce na zadanie decydującego ciosu to z lewej, to z prawej strony.

Przez pierwsze pół godziny Real zupełnie przyćmił Barcelonę i zmieniła to dopiero kontuzja Daniego Alvesa. Brazylijczyk poczuł ból w mięśniu, nie będzie mógł grać najprawdopodobniej przez trzy tygodnie, co oznaczałoby, że nie zobaczymy go w meczu Brazylii z Japonią we Wrocławiu. Ale Brazylijczyk był ostatnio irytująco nieporadny i wymuszone wejście na boisko Martina Montoi pomogło Barcelonie. Obroniła przewagę ośmiu punktów nad Realem. Ale wiele się jeszcze do końca sezonu może zmienić.

Barcelona – Real Madryt 2:2 (1:1)

Bramki: dla Barcelony – L. Messi 31, 61; dla Realu – C. Ronaldo 23, 66.

Piłka nożna
Czas na półfinały Ligi Mistrzów. Arsenal robi wyjątkowe rzeczy
Piłka nożna
Robert Lewandowski wśród najlepszych strzelców w historii. Pelé w zasięgu Polaka
Piłka nożna
Barcelona z Pucharem Króla. Real jej niestraszny
Piłka nożna
Liverpool mistrzem Anglii, rekord Manchesteru United wyrównany
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Piłka nożna
Puchar Króla jedzie do Barcelony. Realowi uciekło kolejne trofeum