Waldemar Fornalik w czwartek rano poszedł na spacer po warszawskich Łazienkach. Był spokojny, miał poczucie dobrze wykonanej pracy. Nie zaczepiali go ludzie, podeszła tylko pani z psem, który wabił się Ronaldo i pogratulowała remisu z Anglią.
W środę wieczorem reprezentacja Polski przeszła na jasną stronę księżyca. Po nieudanych mistrzostwach Europy i zawstydzającej porażce z Estonią w meczu towarzyskim, w dwa miesiące przeszła drogę na skróty. Nadziei na lepsze jutro nie dał nam sam wynik, ale gra piłkarzy i odważny sposób prowadzenia drużyny. Okazało się, że kadra nie musi się zamykać w gronie tych samych, zgranych nazwisk. Fornalik zmuszony przez los zupełnie przebudował linię pomocy, a w obronie postawił na Kamila Glika, którego na Euro nie było, a teraz strzelił wyrównującego gola.
Polski Sfinks
Trochę wystraszyliśmy się, że możemy wygrać. Tego wieczoru było to możliwe mówił kapitan polskiej reprezentacji Marcin Wasilewski. Jego słowa najlepiej tłumaczą, co w tak krótkim czasie stało się z naszą drużyną. Zahukani po Euro, piłkarze nagle uwierzyli, że mogą myśleć po nowemu.
Reprezentacja nadal w dużej mierze uzależniona jest od trójki z Borussii Dortmund, jednak gdy okazało się, że w najbardziej prestiżowym meczu zabraknie Jakuba Błaszczykowskiego, nie było słychać szlochania.