Spodziewał się pan, że różnica będzie aż tak duża?
Trzeba pamiętać, z kim graliśmy. Zgadzam się z opiniami ekspertów, którzy podkreślali, że Urugwajczycy podeszli do tego meczu, jakby był o punkty, zależało im, żeby po serii gorszych występów pokazać się z dobrej strony. To, że ostatnio zawodzili w eliminacjach, zmobilizowało ich do jeszcze większego wysiłku. Oscar Tabarez powołał wszystkich najlepszych, nikomu nie odpuścił, chciał przekonać się o sile swojej drużyny i może być zadowolony.
Podobało się coś panu w naszej grze?
Nie chcę oceniać personalnie, nie będę mówił, który piłkarz mi zaimponował, a który zawiódł. Myślę, że jak na mecz z silnym przeciwnikiem, stworzyliśmy sporo sytuacji podbramkowych. Poza golem Ludovica Obraniaka okazje mieli też Robert Lewandowski, Jakub Błaszczykowski czy Łukasz Piszczek. Trochę zapomnieliśmy o obronie, próbowaliśmy atakować, a z takim przeciwnikiem niezbędna jest lepsza asekuracja.
Wayne Rooney i Danny Wellbeck też byli szybcy, a nasi obrońcy sobie z nimi poradzili. W środę Kamil Glik i Marcin Wasilewski byli wkręcani w ziemię.
Wiedzieliśmy, że to nie są sprinterzy, a akurat Edinson Cavani i Luis Suarez to bardzo szybcy zawodnicy, którzy doskonale wykorzystali nasze niedoskonałości. Dzisiaj można stworzyć wiele teorii, dlaczego przegraliśmy. Odległości pomiędzy zawodnikami, linie w poziomie, w pionie – szwankowało wiele rzeczy. Przerwa między obroną i pomocą na pewno była zbyt duża, nie dość szybko organizowaliśmy się po stracie piłki, a Urugwajczycy potrafili zrobić to błyskawicznie.