Trzy szybkie ciosy i Lech na deskach

LECH – LEGIA 1:3 | Pierwsze pół godziny wystarczyło. Warszawski huragan połamał wszystkie drzewa

Publikacja: 19.11.2012 00:59

Jakub Wawrzyniak (z prawej) zdobył drugą bramkę dla Legii. Rafał Murawski mu w tym nie przeszkodził

Jakub Wawrzyniak (z prawej) zdobył drugą bramkę dla Legii. Rafał Murawski mu w tym nie przeszkodził

Foto: Fotorzepa, bartosz jankowski Bartosz Jankowski, Bartosz Jankowski

Do tej pory Lech w 11 meczach stracił tylko sześć goli. Poznańska obrona wyrobiła sobie świetną markę, nikt skuteczniej nie bronił dostępu do własnej bramki. Złe wieści nadeszły w czwartek, kiedy Manuel Arboleda pojechał po treningu na badania do szpitala. Jeden z najlepiej opłacanych piłkarzy ekstraklasy zerwał więzadła krzyżowe. Nie zagra w piłkę przynajmniej przez pół roku.

Trener Mariusz Rumak, opierając się na świetnej obronie, doholował zespół na podium tabeli. Gdyby Lech wczoraj wygrał z Legią, byłby nowym liderem, choć z oglądania jego meczów trudno było czerpać radość, Rumak dawał szansę młodzieży – ta odpłacała się zwycięstwami, ale pięknie nie grała. Trener Lecha mówił przed wczorajszym meczem, że to może być partia szachów, bo przecież nie każe swoim zawodnikom atakować tylko dlatego, żeby cieszyli się kibice.

Stadion przy Bułgarskiej wypełnił się po brzegi, ponad 40 tysięcy zajętych miejsc to rekord tego sezonu. 1000 fanów przyjechało z Warszawy, chociaż Legia odesłała bilety do Poznania. Jednak w ostatnim tygodniu popularność Lecha w województwie mazowieckim niespodziewanie wzrosła, setki ludzi zamieszkałych w Warszawie wyrabiały sobie karty kibica. Klub z Poznania bilety dla wszystkich „nowych fanów" przydzielał w sektorze gości. Podobno przyjął od nich także kaucję w wysokości 15 tysięcy złotych, która przepadłaby, gdyby ktokolwiek odpalił racę lub rzucił petardą.

To miał być hit ekstraklasy i bez wątpienia nim był, ale nie wynikało to z wielkiej klasy piłkarzy czy taktycznych zagrywek trenerów. Obrona Lecha bez Arboledy nie istniała, obrońcy Legii bez zawieszonego za kartki Inakiego Astiza zagrali na swoim poziomie, czyli bardzo nierówno i niepewnie. Podczas ostatnich meczów tych drużyn wiało nudą, trenerzy bali się ryzykować. Wczoraj było inaczej, radości z futbolu, jak na spotkanie na szczycie ekstraklasy, było nawet za dużo, sytuacji pod bramkami zaś tyle, że mogło wystarczyć na dziesięć goli.

Zanim Lech się zorientował, że może przeprowadzać ciekawe ataki, które wreszcie będą cieszyć kibiców, przegrywał 0:2. To były dwie szybkie kontry – w 10 i 14 minucie. Za pierwszym razem Jakub Wawrzyniak podał do dwójki napastników i kiedy Danijel Ljuboja zbierał się do sprintu, Jakub Kosecki zdążył przebiec kilkanaście metrów i już ogrywał Jasmina Buricia.

Drugiego gola strzelił Wawrzyniak po akcji, której chyba sam po sobie się nie spodziewał. Ułańską szarżą pokonał połowę boiska, wbiegł w pole karne, nie dał się wytrącić z równowagi Rafałowi Murawskiemu i Burić był bezradny. Wawrzyniak miał nie zagrać, od kilku tygodni boli go kolano, w ostatnich dwóch tygodniach nie trenował. Trzecia bramka dla Legii była już jak gwóźdź do trumny, Miroslav Radović wykorzystał drzemkę Kebby Ceesaya i skopiował akcję Wawrzyniaka. Trudno w to uwierzyć, ale Lech w pierwszej połowie miał piłkę przez 65 procent czasu gry, a Bartosz Ślusarski mógł zdobyć trzy gole, raz trafił w słupek.

Udało mu się dopiero w drugiej połowie, ale to była tylko bramka honorowa. Legia już nie gnała do przodu, chociaż dwie sytuacje zmarnowali Ljuboja i wprowadzony po przerwie Michał Kucharczyk.

W Lechu grają dzieci i zespół musiał za to w końcu zapłacić. Rumak po raz pierwszy wystawił do składu od pierwszej minuty 17-letniego Michała Linetty'ego  i ten ciśnienia nie wytrzymał. Hubert Wołąkiewicz wczorajszy mecz powinien sobie odtwarzać za każdym razem, gdy pomyśli, że jest wielkim piłkarzem. Linetty'emu pokazał, jak grać, Dominik Furman. Zawodnik Legii też pierwszy raz wyszedł w podstawowym składzie Legii, trener stwierdził później, że był najlepszy na boisku.

Legia w każdym meczu strzeliła przynajmniej jednego gola. Jest liderem, uciekła Polonii na trzy punkty, Lechowi – na cztery. Jan Urban wsiadał do autokaru bardzo zadowolony.

Michał Kołodziejczyk z Poznania

Jan Urban, trener Legii

Pierwszą połowę zagraliśmy perfekcyjnie. Nie myślałem, że możemy tak szybko prowadzić trzema bramkami. Graliśmy świetnie z kontrataku, atakowaliśmy też przeciwników od razu po stracie piłki. Oczywiście pamiętam też, że Lech miał swoje sytuacje, mieliśmy szczęście, bo Bartek Ślusarski mógł odmienić losy meczu. Wiedzieliśmy, że rywale będą się starali strzelić chociaż jednego gola i będziemy jeszcze mieli swoje okazje. Mecze Lecha z Legią zawsze zapowiadane są jako szlagiery, ale często nie wytrzymują próby. Myślę, że tym razem nie zawiedliśmy kibiców.

Mariusz Rumak, trener Lecha

Emocje, niestety, wzięły górę. Taktycznie był to najsłabszy mecz, od kiedy prowadzę Lecha. Moim piłkarzom nie można odmówić zaangażowania, wytrzymaliśmy mecz fizycznie, zabrakło nam jedynie odpowiedniej taktyki. Stworzyliśmy wiele okazji, ale nie potrafiliśmy strzelić gola. Ta porażka oczywiście boli, ale nas wiele nauczy, wyciągniemy z niej wnioski, bo bitwa się jeszcze nie skończyła. Nie jestem smutny, jestem po prostu zirytowany. Nie mogę się już doczekać wiosennego meczu na Łazienkowskiej, bo przeciwko Legii nie można grać tak jak my na własnym boisku. —not.koło

Michał Żewłakow: Potwierdziliśmy, że w ofensywie jesteśmy mocni

Piłka nożna
Czas na półfinały Ligi Mistrzów. Arsenal robi wyjątkowe rzeczy
Piłka nożna
Robert Lewandowski wśród najlepszych strzelców w historii. Pelé w zasięgu Polaka
Piłka nożna
Barcelona z Pucharem Króla. Real jej niestraszny
Piłka nożna
Liverpool mistrzem Anglii, rekord Manchesteru United wyrównany
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Piłka nożna
Puchar Króla jedzie do Barcelony. Realowi uciekło kolejne trofeum