Michał Kołodziejczyk z Dublina
Przegraliśmy drugi z rzędu towarzyski mecz, grając w najsilniejszym składzie. O ile jesienią futbolu uczyli nas wirtuozi z Urugwaju, teraz okazaliśmy się gorsi od drużyny kopaczy. Przed przerwą Polacy częściej utrzymywali się przy piłce, widać było, że mają większe umiejętności i grają w lepszych klubach. Przed meczem organizatorzy meczu puścili z głośników polskie rytmy disco polo „Ona tańczy dla mnie", w trakcie gry rytm nadawali już jednak Irlandczycy, a Polska zatańczyła tak, jak chcieli.
Nasi piłkarze, zamiast skupić się na grze, włączyli się do wyścigu na faule wyprostowanymi nogami i sprawdzanie siły łokci, a w tym dla miejscowych trudno znaleźć konkurencję w całej Europie. Kiedy już stwarzali groźne sytuacje, pudłowali, a w obronie byli tak niepewni, jakby widzieli się pierwszy raz.
Przeciętna drużyna
Waldemar Fornalik zaskoczył składem, eksperymentował. Być może poświęcał wynik wczorajszego meczu dla wyższych celów, czyli znalezienia najlepszego ustawienia na marcowy mecz z Ukrainą w eliminacjach mistrzostw świata, ale porażka z Dublina może jednak negatywnie wpłynąć na tych, którzy brali w niej udział. – Jesteśmy przeciętną drużyną, nie ma co się oszukiwać – mówił Jakub Błaszczykowski po porażce z Urugwajem. Wczoraj Polacy pokazali, że w obecnej formie odstają nawet od przeciętności.
Błaszczykowskiemu akurat nie można nic zarzucić. Wrócił do gry jako kapitan po półrocznej przerwie i zagrał tak jak w Borussii – bardzo dobrze. Dwa razy podał zewnętrzną częścią stopy na pamięć do Roberta Lewandowskiego. Napastnik, któremu media nie dają przez chwilę odpocząć, sprzedając go co chwila do innego klubu za coraz grubsze miliony euro, w kadrze nie może się jednak przełamać.