– Nie jedziemy tam w roli faworyta, raczej jako pretendent – mówi prezes mistrzów Niemiec Uli Hoeness.
A jeszcze w maju, przed końcem sezonu, w którym Bayern po raz szósty z rzędu zdominował Bundesligę, Hans-Joachim Watzke przekonywał, że Borussia w najbliższej przyszłości nie będzie w stanie konkurować z Bawarczykami jak równy z równym.
– Gdy sięgaliśmy po ostatni tytuł (2012 r. – przyp. red.), różnica między naszymi budżetami wynosiła 40 mln euro, obecnie jest to 110 mln – zwracał uwagę Watzke.
Polegać jak na Lewandowskim
Przepaść finansowa między gigantem z Monachium a resztą ligi rzeczywiście się powiększa – niczym różnice punktowe w tabeli. Ostatni sezon Bayern zakończył z przewagą 21 pkt nad Schalke i 29 nad Borussią. Drużyna z Dortmundu zaliczyła świetny start, wydawało się, że zdetronizuje Bawarczyków, ale potem popadła w przeciętność, a w marcu przegrała na Allianz Arenie aż 0:6 po hat tricku Roberta Lewandowskiego.
To wszystko sprawia, że kibice i sami piłkarze Borussii nie wpadają dziś w samozachwyt, chociaż znów prowadzą w Bundeslidze i prezentują najbardziej efektowny futbol w Europie. Pierwszą porażkę ponieśli dopiero we wtorek – ze słynącym z perfekcyjnej obrony Atletico, któremu dwa tygodnie wcześniej wbili aż cztery gole.