Pojutrze Puchar Świata zaczynają biegacze (w Düsseldorfie) i alpejczycy (w Sülden), za pięć tygodni w Kuusamo na rozbiegu staną skoczkowie, ale rywalizacja, która wszystkich związanych z narciarstwem interesuje najbardziej, toczy się daleko od tras i skoczni.
Niemiecki Związek Narciarski (DSV) walczy o nową umowę na prawa telewizyjne i stara się zachować przy sobie sponsorów. Na razie przegrywa. W najbliższy poniedziałek kończy się kontrakt, który zbudował potęgę niemieckiego narciarstwa: przez osiem lat telewizja RTL płaciła DSV kilkanaście milionów euro rocznie. RTL nie powiedziała wyraźnie, czy przedłuży współpracę czy nie, a umowa została tak sformułowana, że blokuje ewentualne pomysły innych stacji.
RTL może, zgodnie z kontraktem, poznać oferty innych stacji i jeśli złoży nie gorszą, zachowuje prawa. ARD i ZDF już zapowiedziały, że ubieganiem się o prawa na takich warunkach nie są zainteresowane. Związek postawił RTL ultimatum: decyzja w cztery tygodnie. Jeśli pat będzie trwał, to nie skończy się na zarządzonych już cięciach kosztów przygotowań wszystkich narciarzy spoza kadry A, od skoczków po alpejczyków. Zagrożone są wszystkie niemieckie imprezy PŚ – nawet jeśli się odbędą, to bez tamtejszej telewizji i sponsorów będą miały tyle prestiżu co zawody za stodołą. To dotyczy też Turnieju Czterech Skoczni. „Turniej, część światowego dziedzictwa kultury, ma problem. Sponsorzy i telewizje się odwracają, bo nikt nie chce oglądać zawodów, w których niemieccy skoczkowie będą odpadać już w kwalifikacjach” – pisze felietonista „Die Welt”. Po odejściu Svena Hannawalda i kryzysie formy Martina Schmitta okazało się, że miłość Niemców do skoków nie była bezwarunkowa.
W najtłustszych latach zawody skoczków nazywano zimową Formułą 1, konkursy oglądało po kilkanaście milionów telewidzów, a stacja RTL podniosła jakość transmisji na kosmiczny poziom (ruchome kamery nad, obok, za skoczkami). Tyle że w F1 po odejściu Michaela Schumachera o niemieckie emocje dbają jeszcze choćby Nick Heidfeld i Sebastian Vettel. W skokach został budzący się trzy razy do roku Martin Schmitt i pechowy Michael Uhrmann. Pozostali skończyli sezon poza czołową 30. – W tak niepewnym położeniu jeszcze nie byliśmy – mówi szef TCS Claus-Peter Horle. Z sześciu sponsorów dwóch nie chce przedłużyć umowy, dopóki nie będzie jasne, że konkursy w Oberstdorfie i Ga-Pa zostaną pokazane w telewizji. Z zawodami w austriackiej części turnieju nie ma problemu, bo sygnał z Innsbrucku i Bischofshofen produkuje telewizja ORF.
Jeśli firma Infront, która w imieniu DSV handluje prawami telewizyjnymi do zawodów narciarskich, nie znajdzie na nie chętnego w Niemczech, będzie musiała albo zapłacić telewizjom innych państw za brak transmisji, albo znaleźć producenta sygnału w innym kraju. Turniej transmituje zwykle około 30 stacji, dlatego trudno przypuszczać, że Infront zdecyduje się na zwrot pieniędzy. Zlecenie produkcji sygnału dostanie chyba ORF, ale wśród kandydatów jest też TVP. W Garmisch właśnie powstaje kolejny pomnik po czasach dobrobytu: supernowoczesna skocznia z kolejką schowaną pod rozbiegiem i z zeskokiem, który wygląda, jakby został położony na dachu budynku klubowego. Skocznia ma być gotowa na noworoczny konkurs. Czy warto było się spieszyć, dopiero się okaże.