Janusz Pindera z Izmiru
Piąty set był dramatyczny, pełen napięcia. Przy stanie 5:5 Holendrzy odskoczyli na trzy punkty i wtedy Raul Lozano w miejsce Wojciecha Grzyba wprowadził Marcina Możdżonka. Kilka minut później po jego dwóch skutecznych blokach, ataku Sebastiana Świderskiego i kolejnych dwóch blokach, tym razem Daniela Plińskiego, polscy siatkarze prowadzili 12:9 i wydawało się, że nie dadzą sobie już wydrzeć zwycięstwa. Ale ostatnie słowo należało jednak do rywali. Wygrali 15:13. – Sądziłem, że wygramy, ale siatkówka czasem jest okrutna – mówił po spotkaniu Lozano. Tym razem holenderski blok był zaporą nie do przebycia. Nadział się na niego i Świderski, i dwukrotnie Gruszka. – Teraz czekamy na to, co zrobią Hiszpanie. Znam ich dobrze, pracowałem tam cztery lata, sześciu moich zawodników gra w tej drużynie, znam trenera i wierzę, że zrobią wszystko, by wygrać – twierdzi Lozano.
Piotr Gruszka i Daniel Pliński pytani kilka dni temu o Holendrów ostrzegali: – To solidny zespół, oni potrafią grać w siatkówkę.
W sierpniu wygrali z Polakami podczas Memoriału Huberta Wagnera 3:1. Tydzień później przegrali w Paryżu w takim samym stosunku. – Jeśli teraz wygramy z wami, to odzyskamy wiarę we własne możliwości – mówił ich trener Peter Blange po laniu, które dostali od Włochów. Dla nich to była ostatnia szansa, by nie wypaść z gry. Lata sukcesów wprawdzie mają już za sobą, ale wciąż są zespołem, z którym należy się liczyć.
Pierwszy set wydawał się rozwiewać wszelkie wątpliwości, kto jest lepszy. Polacy, którzy zaczęli w takim samym składzie jak zwycięski mecz z Hiszpanią, męczyli się tylko na początku. Po dwóch asach Kaya Van Dijka (212 cm) przegrywali 2:5. Później był koncert, w którym pierwsze skrzypce grali Piotr Gruszka, Sebastian Świderski i Dawid Murek. Ale to była dopiero przygrywka do dramatu, który miał nastąpić.