W czasach, gdy w ringu królował Henryk Średnicki, półki w polskich sklepach były puste, ale na widowni nie było wolnego miejsca.

Teraz w turnieju w rolach głównych występują Rosjanie i znakomity Chińczyk Zou Shiming, towaru w sklepach nie brakuje, ale widzów w niewielkiej hali przy ul. Nowowiejskiej 37B jest niewielu. Kiedy w półfinałowym pojedynku kategorii muszej (51 kg) walczyli trzykrotny mistrz Europy Georgij Bałakszin i dwukrotny mistrz świata Chinczyk Zou, najgłośniej dopingowały ich byłe gwiazdy polskiego boksu. Czterokrotny mistrz Europy i trzykrotny medalista olimpijski Zbigniew Pietrzykowski, wciąż trzyma się prosto i najczęściej rozmawia z Marianem Kasprzykiem, złotym medalistą z Tokio. Pan Marian, który zasłynął tym, że walczył wtedy o tytuł ze złamanym kciukiem, czasami tylko dziwi się, że boks amatorski tak bardzo się zmienił. – Kiedy ja biłem, to fikali, teraz nie fikają – powtarza. Wśród widzów jest mistrz olimpijski z Monachium Jan Szczepański, wicemistrz tych samych igrzysk Wiesław Rudkowski, dwukrotny brązowy medalista olimpijski Janusz Gortat, ojciec koszykarza z NBA Marcina, i Kazimierz Szczerba, tak jak Gortat dwa razy trzeci na igrzyskach.

Takie walki jak ta, którą stoczyli Bałakszin i Zou (wygrał na punkty Chińczyk), mogłyby być ozdobą każdego turnieju, z igrzyskami włącznie. Wspaniałe tempo, cudowne uniki i kombinacje różnych ciosów byłyby dobrą reklamą amatorskiego boksu, pod warunkiem że ktoś je obejrzy. A warto.