Tegoroczny wyścig, którego trasa jak zwykle prowadzi obok sławnego kasyna, ma zdecydowanie za dużo wspólnego z hazardem.
Nie dość, że zawodnicy pozbawieni są elektronicznych pomocników w postaci kontroli trakcji i wspomagania hamowania, to jeszcze przepisy dotyczące tankowania przy neutralizacji mogą sprawić, że kolejność na mecie będzie w dużej mierze zależała od uśmiechu losu. Zwłaszcza, jeśli w niedzielę spadnie zapowiadany przez meteorologów deszcz.
Na śliskiej nawierzchni prawdopodobieństwo spotkania z barierą zdecydowanie rośnie, a na wąskiej ulicznej trasie każda uszkodzona wyścigówka pozostająca na torze praktycznie oznacza konieczność użycia samochodu bezpieczeństwa, aby porządkowi mogli usunąć zawalidrogę. Według przepisów tuż po ogłoszeniu neutralizacji zakazane jest tankowanie – chodzi o to, aby kierowcy spokojnie ustawili się rządkiem za dyktującym tempo samochodem bezpieczeństwa, a nie gnali na złamanie karku do alei serwisowej, by jak najszybciej dotankować samochód i nie stracić pozycji. Problem pojawia się w sytuacji, gdy zawodnik akurat chce zjechać na planowane tankowanie i po prostu nie może pozostać na torze przez parę następnych okrążeń, bo skończy mu się paliwo.
Podczas Grand Prix Hiszpanii los spłatał takiego figla Nickowi Heidfeldowi – Niemiec musiał zatankować tuż po ogłoszeniu neutralizacji. Otrzymał za to karę 10-sekundowego dodatkowego postoju w boksie i odpadł z walki o pozycję w punktowanej ósemce. Kierowcy i szefowie zespołów postulują zmianę przepisów, aby uniknąć podobnych losowych zdarzeń w przyszłości.Jednak do modyfikacji regulaminu (prawdopodobnie będzie to wprowadzenie minimalnego czasu w poszczególnych sektorach, aby wyeliminować niebezpieczne wyścigi do alei serwisowej) dojdzie najwcześniej po rozgrywanej za dwa tygodnie Grand Prix Kanady. Ale właśnie na kanadyjskim torze, podobnie jak na trasie w Monako, do neutralizacji dochodzi wyjątkowo często. W niedzielę, poza szybkim samochodem i bezbłędną jazdą, potrzebny będzie zatem także uśmiech losu.
Usunięcie elektronicznych pomocy sprawia, że panowanie nad przekraczającą 700 koni mechanicznych mocą wyścigowych bolidów jest dla kierowców o wiele trudniejsze. Na wąskim ulicznym torze najmniejszy błąd przy operowaniu pedałem gazu oznacza spotkanie z twardą barierą i w konsekwencji uszkodzenie samochodu. Z kolei nawierzchnia ulic, po których na co dzień mieszkańcy Monako jeżdżą swoimi lamborghini i ferrari, jest zdecydowanie zbyt wyboista dla sztywnych zawieszeń wyścigowych samochodów. Nastręcza to problemów zwłaszcza przy hamowaniach – podbijane na wybojach koła tracą kontakt z torem i łatwo jest zablokować hamulce. Nawet podwyższone zawieszenie – w porównaniu z innymi torami o 5 – 7 milimetrów – niewiele tu pomaga.