W pobliżu trybuny dla VIP-ów można zauważyć francuskiego ministra sportu Bernarda Laporte’a, aktualną miss Francji czy słynnego brazylijskiego piłkarza Ronaldo, który przyjechał dopingować - okaże się, że skutecznie - swojego rodaka, czołowego kierowcę Ferrari Felipe Massę.
Nie brakowało też kibiców Roberta Kubicy i transparentów z napisem „Polska”. To jeszcze nie skala wędrówek po Europie za Adamem Małyszem, ale i na torach Formuły 1 Polacy są coraz bardziej widoczni.
Od czwartku kibicom w Magny Cours dokuczał upał. Na szczęście w niedzielę słońce przykryły chmury, temperatura spadła do 24 stopni C. Nie trzeba było pomocy strażaków, jak kilka lat temu, gdy przed jednym z najbardziej upalnych wyścigów, na tor wyjechał samochód strażacki i wodą z sikawek polewał siedzących na trybunach widzów. Nikt nie protestował. Teraz, pod koniec wyścigu zaczął nawet padać zapowiadany od kilku dni deszcz, który jednak nie miał już większego wpływu na kolejność w czołówce.
Jean Smektala, profesor muzyki w konserwatorium w Nevers, mieszkający od dwudziestu dziewięciu lat w Magny Cours pamięta jeszcze czasy, gdy nikt tu nie myślał o wyścigach Formuły 1. Ot, wybudowano mały tor samochodowy, ale była to bardziej fanaberia późniejszego burmistrza Jeana Bernigauda niż zamiar organizowania najsłynniejszych wyścigów. Dopiero poparcie prezydenta Francoisa Mitteranda i premiera Pierre Beregovoya, którzy polityczną karierę zaczynali jako deputowani z tego regionu, sprawiło, że wybudowano odpowiedni obiekt i od początku lat 90. Magny Cours gości Grand Prix Francji Formuły 1.
Teraz wyścig jest zagrożony. Bernie Ecclestone zapowiedział, że w tym roku departament Nievre organizuje go po raz ostatni. Szefowi Formuły 1 nie podoba się, że w sąsiedztwie toru pasą się krowy, że brakuje hoteli, za małe jest biuro prasowe, a autostrada z Paryża urywa się pięć kilometrów przed Magny Cours.