Na pewno popłynę najszybciej, jak potrafię, ale nie wiem, czy to wystarczy do zdobycia medalu. Kandydatów jest sześciu – ośmiu. Myślę, że jestem wśród nich.
Nie chce pan powiedzieć: „Jadę po złoto!“. Mistrzowi świata chyba wypada tak postawić sprawę...
Znam takich, co tak mówią, i podziwiam, że mają odwagę. Trzeba mieć charakter fightera, by tak zdecydowanie formułować swoje oczekiwania. To oznacza, że są pewni swych umiejętności, wierzą, że to wystarczy do zwycięstwa. Zosia Klepacka, moja rówieśniczka i znakomita żeglarka, twierdzi wprost, że w złocie jej do twarzy. Ja taki nie jestem. Będę walczył, ale niczego nie obiecuję.
Czuje pan już presję?
Czuję ją od mistrzostw w Melbourne. Ale widać taki już jest los mistrzów. Sam sobie to zafundowałem, zdobywając złoty medal. Dlatego jak słyszę, że Hackett pływa tak szybko, to się cieszę, bo teraz on będzie startował pod presją. Faworyci zawsze mają gorzej. Ja w Melbourne nie byłem faworytem. Kiedy Rosjanin Jurij Priłukow wystrzelił jak z katapulty po starcie, nie goniłem go, bo byłem spokojny. Kto wie, jakbym się zachował, gdybym wcześniej powtarzał, że na pewno wygram. Być może nie wytrzymałbym nerwowo i ruszył za nim w pogoń?
Trener Mirosław Drozd twierdzi, że jest zadowolony ze zgrupowania w Sierra Nevada, ale od razu dodaje, że mogło być jeszcze lepiej.