Trzeci raz z rzędu na najwyższym podium Tour de France na Polach Elizejskich stanął kolarz z Hiszpanii, poprzednio wygrali Oscar Perreiro (po dyskwalifikacji Floyda Landisa) i – przed rokiem – Alberto Contador. Sobotni przedostatni etap, jazda indywidualna na czas (53 km), był popisem Niemca Stefana Schumachera (Gerolsteiner), najlepszego również w czasówce w Cholet na czwartym etapie. Następnego dnia w kończącym wyścig finiszu w Paryżu najszybszy z peletonu był Belg Gert Steegmans (Quick Step).
Zgodnie z przewidywaniami o końcowej kolejności na podium w Paryżu decydowała jazda na czas. Przed jej startem największe szanse na zwycięstwo w wyścigu dawano Cadelowi Evansowi, który tracił do lidera niewiele ponad 1,5 minuty. Australijczyk pojechał jednak poniżej oczekiwań, zajął siódme miejsce ze stratą ponad 2 minut do Schumachera. Awansował na drugie miejsce, ale do Sastre, który uzyskał 12. rezultat, odrobił tylko 29 sekund.
Dobrze na czas pojechał Austriak Bernhard Kohl, który utrzymał trzecią pozycję w klasyfikacji generalnej. Miejsce na podium Tour de France to jego największy sukces w karierze i najlepsza lokata austriackiego kolarza w historii wyścigu.
Carlos Sastre nie był przed startem wyścigu zaliczany do głównych faworytów. Spośród 21 kolarskich ekspertów, którzy wytypowali dla agencji AFP kolejność ma podium w Paryżu, tylko dwaj – dyrektorzy sportowi grup CSC i Silence Kim Andersen i Hendrik Redant – umieścili go na swoich listach, i to zgodnie na trzeciej pozycji za Evansem i Rosjaninem Denisem Mienszowem. Gdyby się jednak przyjrzeć karierze 33-letniego kolarza z Madrytu i jego wynikom, sukces nie powinien dziwić. Od 2001 roku w Tour de France zajmował kolejno miejsca: 20., 10., 9., 8., 21., 3. i 4.
O tym, że Sastre jest lubiany w peletonie, świadczyły spontaniczne gratulacje, jakie składali mu rywale jeszcze podczas pedałowania, tuż po minięciu mety w Paryżu.