Wycieczki-ucieczki z Pekinu

– Welcome, sir! Good morning, sir! Can I help you? – powtarza na każdym kroku armia ochotników, na którą natyka się nieustannie zagraniczny przybysz. Pekińczycy chcą się pokazać światu z jak najlepszej strony.

Publikacja: 06.08.2008 06:16

Wycieczki-ucieczki z Pekinu

Foto: AFP

W dniu otwarcia igrzysk 34-letni Yang Zhili będzie przez kilkanaście godzin pomagał zagubionym zagranicznym gościom w wiosce olimpijskiej odnaleźć drogę. Yang, na co dzień zamożny właściciel małej, ale dobrze prosperującej firmy usługowej, to jeden z setek tysięcy ochotników, jacy zgłosili się do pomocy przy igrzyskach.

Jak podaje chińska prasa, tylko przy obsłudze obiektów olimpijskich pracować będzie 100 tysięcy ochotników – ponaddwukrotnie więcej niż przy całej imprezie przed ośmioma laty w Sydney. Kolejne 400 tysięcy to obsługa gęsto rozstawionych wokół wioski i w centrum punktów informacyjnych. Jeszcze więcej, bo około miliona, pilnować ma porządku w całym mieście.

Yang nigdy nie należał do partii i nie jest jej wielkim zwolennikiem. Dobrze zna angielski, regularnie czyta zachodnią prasę i rozumie, na czym polega uprawiana przez chińskie władze propaganda. Wszystko to nie zmienia jednak faktu, że tak jak miliony jego rodaków myśli o zbliżających się igrzyskach z wielkim entuzjazmem. – Polityka mnie nie obchodzi. Wiem za to, że igrzyska to dla Chin wielkie święto. Okazja, by pokazać światu, jak wiele udało nam się osiągnąć – wyjaśnia.

Od kiedy pewnej upalnej letniej nocy przed siedmioma laty tysiące mieszkańców miasta wyległy na ulice, by świętować przyznanie Pekinowi prawa do organizacji igrzysk, stolica Chin przeszła oszałamiającą transformację, choć już wtedy była wielką światową metropolią. Obok ówczesnych wieżowców wyrósł las nowych, jeszcze większych, jeszcze bardziej nowoczesnych i intrygujących formą. Ale przede wszystkim gwałtownie poprawiła się jakość życia większości mieszkańców.

– Z roku na rok ludziom żyje się coraz lepiej – mówi Yang, który karierę zaczynał dziesięć lat temu od zera, a dziś ma piękne mieszkanie w nowym wieżowcu i błyszczącego nowością volkswagena.

Potwierdzenia jego słów nie trzeba szukać daleko: wystarczy rozejrzeć się po ulicy. Ludzie są znacznie dostatniej ubrani niż jeszcze parę lat temu, a nawet drogie sklepy pełne są kupujących.

Wielu pekińczyków odczuwa dumę i chce pochwalić się światu. Wolontariat daje im tę szansę. Masowy wolontariat dobrowolny (nie mylić ze znanym z historii przymusowym) to zjawisko nowe – nie istniało choćby podczas Igrzysk Azjatyckich w Pekinie przed 18 laty – które osiągnęło niespotykane wcześniej rozmiary po niedawnym trzęsieniu ziemi w Syczuanie. Niektórzy źródeł tego zjawiska szukają w kulcie Lei Fenga, komunistycznego „świętego”, który za czasów przewodnicącego Mao poświęcił całe swe krótkie życie na pełną oddania służbę narodowi (i partii, choć ta część przesłania nie jest dziś tak bardzo podkreślana). Przed paroma laty Lei Feng został z powodzeniem „reanimowany” przez państwową propagandę jako godny naśladowania wzór dla wszystkich wolontariuszy. – Czasy się zmieniły, ale idea pozostaje podobna: warto dać coś z siebie dla ojczyzny – wyjaśnia mi ubrana w charakterystyczną niebieską koszulkę wolontariuszka przedstawiająca się jako Jenny, gdy pytam ją o stosunek do Lei Fenga.

Podczas olimpiady oddanie dla ojczyzny równoznaczne jest z serdecznym przyjęciem zagranicznych gości, stąd wszechobecna gościnność. „Dzielnica Chaoyang wita!”, głoszą anglojęzyczne napisy na ścianach w centrum miasta. Przed wejściem do jednego z domów towarowych dwoje uśmiechniętych młodych ludzi wręcza wszystkim oficjalnym gościom igrzysk (za okazaniem akredytacji) prezent: pięknie opakowany zestaw zdobionych pałeczek. – Welcome to Beijing! – mówi z uśmiechem dziewczyna.

W trosce o zdrowie, a nawet życie zagranicznych turystów władze dzielnicy Chaoyang zaczęły wczoraj rozstawiać przed wszystkimi barami przy znanej z nocnych rozrywek ulicy Sanlitun stojaki z kolorowymi, dwujęzycznymi broszurami na temat AIDS. – Ta okolica znana jest z prostytucji. Chcemy przypomnieć gościom, by byli ostrożni – przyznaje otwarcie przedstawicielka władz, przesuwając stojak.

To całkiem nowe podejście – do niedawna problem był tak wstydliwy, że władze udawały, iż go nie ma.

Do starań o ciepłe przyjęcie gości dołączyli się nawet taksówkarze, niegdyś słynący z ogólnego rozchełstania, niekoniecznie przyjaznego stosunku do pasażera, braku dbałości o wnętrze kabiny, a czasem także roszczeniowej postawy wobec obcokrajowców, polegającej na niewłączaniu licznika i ustalaniu własnej taryfy.

Od paru dni wszyscy pracownicy firm taksówkarskich (które w ostatnich latach przeszły całkowitą, bo przymusową modernizację swej floty pojazdów) wyjeżdżają w miasto w ujednoliconych koszulach w kolorze kogiel-mogiel i krawatach w czarno-żółte paski. Wszyscy na powitanie zagranicznego gościa mówią „Hello” i starają się uśmiechać. Opłata, jaką pobrał ode mnie taksówkarz za przejazd z lotniska do centrum, sięgała połowy tego, co zwykle przychodziło mi kiedyś płacić.

Oczywiście nie wszyscy poddają się zbiorowemu entuzjazmowi. Wielu pekińczyków trochę cieszy się z igrzysk, a trochę ma dość towarzyszącej im wrzawy, utrudnień w codziennym życiu i wszechobecnych kontroli bezpieczeństwa. Ponad patriotyzm przedkładają święty spokój.

Jeden z moich znajomych postanowił na cały pierwszy tydzień igrzysk udać się z rodziną w odległe góry. – Nie po to kupiłem sobie samochód, żeby nim jeździć co drugi dzień. Wrócę, jak gorączka trochę opadnie – wyjaśnia. Tego rodzaju postawa nazywana jest w miejscowym slangu „biyun”, co znaczy tyle, co „uniknąć igrzysk”, ale brzmi identycznie jak „antykoncepcja”. Sprzedawane przez agencje turystyczne wycieczki-ucieczki przed olimpiadą określa się żartobliwie mianem „przeciwolimpijskich pakietów”. Po chińsku brzmi tak samo jak „kondom”.

W dniu otwarcia igrzysk 34-letni Yang Zhili będzie przez kilkanaście godzin pomagał zagubionym zagranicznym gościom w wiosce olimpijskiej odnaleźć drogę. Yang, na co dzień zamożny właściciel małej, ale dobrze prosperującej firmy usługowej, to jeden z setek tysięcy ochotników, jacy zgłosili się do pomocy przy igrzyskach.

Jak podaje chińska prasa, tylko przy obsłudze obiektów olimpijskich pracować będzie 100 tysięcy ochotników – ponaddwukrotnie więcej niż przy całej imprezie przed ośmioma laty w Sydney. Kolejne 400 tysięcy to obsługa gęsto rozstawionych wokół wioski i w centrum punktów informacyjnych. Jeszcze więcej, bo około miliona, pilnować ma porządku w całym mieście.

Pozostało 87% artykułu
Sport
Wsparcie MKOl dla polskiego kandydata na szefa WADA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Sport
Alpy 2030. Zimowe igrzyska we Francji zagrożone?
Sport
Andrzej Duda i Międzynarodowy Komitet Olimpijski. Czy to w ogóle możliwe?
Sport
Putin chciał zorganizować własne igrzyska. Rosja odwołuje swoje plany
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Sport
Narendra Modi marzy o igrzyskach. Pójdzie na starcie z Arabią Saudyjską i Katarem?