Rekordzistką w tym gronie jest Jeannie Longo. Dla niemal 50--letniej Francuzki będzie to już siódma z kolei olimpiada. Zaczynała w 1984 roku w Los Angeles, po igrzyskach w Seulu (1988) miała zakończyć karierę – zrobiła to zresztą na krótko dwa lata później – ale wróciła i wystartowała w Barcelonie (1992). Tam zdobyła srebrny medal.
Wcześniejsze dwa olimpijskie występy miała nieudane, choć była już wtedy utytułowaną zawodniczką. W Los Angeles startowała jako wicemistrzyni świata w torowym wyścigu na dochodzenie, przed igrzyskami w Seulu dodała do tego jeszcze m.in. trzy tytuły mistrzyni świata na szosie. Zawsze jednak coś stawało na drodze do medalu olimpijskiego: albo kraksa na ostatnich metrach, albo kontuzjowane biodro.
Przed igrzyskami w roku 1996, gdy większość rywalek trenowała w dusznym powietrzu Georgii, by przyzwyczaić się do klimatu, ona pojechała do Kolorado, w góry. W Atlancie zjawiła się dwa dni przed wyścigiem i zdobyła złoto w wieku 38 lat.
Z praw biologii kpi sobie również Dara Torres. Ma 41 lat i startuje w konkurencji, w której dużo młodsi zawodnicy są uważani za oldbojów. A do tego odnosi sukcesy. W zeszłym roku w mistrzostwach USA wygrała wyścigi na 100 i 50 metrów stylem dowolnym, na tym drugim dystansie bijąc rekord kraju. W Pekinie weźmie udział w sprincie i w sztafetach 4x100 stylem dowolnym oraz zmiennym, a to wszystko po kilkuletniej przerwie w startach.
Jeszcze w Sydney (2000) Torres zdobyła pięć olimpijskich medali (dwa złote i trzy brązowe), a potem na siedem lat odstawiła sport na bok i zajęła się nagrywaniem kaset z kursami fitness, pisaniem książek oraz prowadzeniem programów telewizyjnych.