Reklama
Rozwiń

Czterech zadziornych ze srebrem

Tego najbardziej brakowało cztery lata temu w Atenach: sukcesów tam, gdzie mało kto się ich spodziewał. Polscy szpadziści zdobyli pierwszy medal dla Polski, pokonując w półfinale Chińczyków 45:44. W finale przegrali z Francuzami 29:45

Aktualizacja: 15.08.2008 19:00 Publikacja: 15.08.2008 09:57

Polacy na podium. Od lewej: Robert Andrzejuk, Adam Wiercioch, Tomasz Motyka i Radosław Zawrotniak

Polacy na podium. Od lewej: Robert Andrzejuk, Adam Wiercioch, Tomasz Motyka i Radosław Zawrotniak

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

Robert Andrzejuk miał pięć lat, gdy drużyna szpadzistów wywalczyła w Moskwie olimpijskie srebro. Adam Wiercioch urodził się kilka miesięcy później, Tomasz Motyka i Radosław Zawrotniak są od niego rok młodsi. Dorastali w czasach, gdy o polskie radości na igrzyskach dbali floreciści, szablista Janusz Olech. Szpadziści byli w ich cieniu, ale teraz 28 lat suszy dobiegło końca. Na finałową walkę zjeżdżali Polacy ze wszystkich stron Pekinu. W wiosce olimpijskiej został tylko Kajetan Broniewski, kobieca reprezentacja w podnoszeniu ciężarów i kilku lekkoatletów. Trybuny były pełne tych, którzy przez ostatni tydzień wędrowali z miejsca na miejsce, wszędzie tam, gdzie był choć cień nadziei na pierwszy medal.

Wielu nie zdążyło na walkę, która zapewniła miejsce na podium. Półfinał z Chińczykami był kilka godzin wcześniej, a turniej indywidualny nie zapowiadał sukcesu drużyny. Okazało się, że takie wróżby nie są wiele warte, gdy połączy siły czterech zadziornych chłopaków. Nie onieśmieliło ich wspomnienie czterech kolejnych przegranych w niedawnych spotkaniach z Ukraińcami. Pokonali ich w ćwierćfinale. W walce o finał długo przegrywali z Chińczykami, ale jak powiedzieli potem, do końca zachowali spokój, bo gdyby przegrali z drużyną, która jest niżej w rankingu, "to byłoby głupio".

Przegrać z Francuzami to nie wstyd. Oni walczyli tutaj zdecydowanie najlepiej, Włochów pokonali w półfinale tak szybko, że potem cała sala patrzyła już tylko na bój polsko-chiński. W nim nie było ani chwili odpoczynku od emocji, zdecydowało jedno trafienie.

Zanim Polacy wbiegli na planszę by wyściskać bohatera ostatniej walki, Tomasza Motykę, sędziowie musieli przekonać Chińczyka Wanga Lei, że jest już po wszystkim i jak by nie protestował, wyniku nie zmieni. Chińczyk najpierw upadł na planszę, pokazując, że ucierpiał w starciu. Potem biegał oburzony w tę i z powrotem, żądając by decydujący punkt dla Polaka anulować. Motyka podchodził do niego z wyciągniętą ręką trzy razy, ale Chińczyk mijał go jak powietrze. Dopiero czwarta próba była udana. - Wang wiedział że nie ma racji, ale protestował, bo liczył, że coś jeszcze wskóra. Tak się często robi. To wicemistrz olimpijski, były mistrz świata. Nie chciał stracić twarzy - mówił Motyka. - Chińczycy mają obiecane ogromne premie, ale za złoto. Bardzo na nie liczyli po tym jak w ćwierćfinale wyeliminowali wielkich faworytów, Węgrów - przerywał Motyce Zawrotniak. - Wang nie miał żadnych szans, bo nawet gdyby nam zabrano punkt, to Chińczycy dostaliby żółtą kartkę, a już jedną mieli. Byłaby czerwona i punkt dla nas.

Prezes Polskiego Związku Szermierczego Adam Lisewski nie wytrzymał emocji. Przy stanie 44:43 dla Polski wyszedł z hali i obserwował walkę stojąc w korytarzu. Już po drugim pojedynku, Motyki z Yin Lianchi, Polacy przegrywali 6:10. - Fatalnie się czułem w pierwszym starciu, w następnych chciałem oddać drużynie to, co jej wówczas zabrałem - mówił Motyka. Z każdą kolejną walką przewaga Chińczyków malała. Gdy na planszę wrócił Motyka, rywale prowadzili już tylko jednym punktem. Kiedy schodził, to Polska wygrywała 30:29, a najciekawsze dopiero się zaczynało. Przewagę zdobywała to jedna, to druga strona, w ostatniej walce Motyka prowadził 44:42, ale Chińczycy potrafili wyrównać. Ostatnie trafienie Polak zadał upadając, chwilę później na planszę przewrócił się Chińczyk, zaczynając swoje przedstawienie. Co było dalej, już wiadomo.

Finał z Francuzami rozstrzygnął się szybko. Przewaga rywali rosła, aż do 13 punktów w połowie spotkania. Rywale zbyt dobrze się bronią, by zmarnować taką szansę. Ostatecznie wygrali z przewagą 16 trafień, a mimo to schodzili z planszy rozżaleni. Olimpijskie reguły gry mówią, że medal może dostać tylko szermierz, który wziął udział w którymś ze spotkań. Dlatego Polacy przed finałem wstawili do składu rezerwowego Roberta Andrzejuka. Ich rywale bali się zaryzykować i wybrali fortel. Podczas pojedynku z Zawrotniakiem, gdy było już 38:23 dla Francji, Jerome Jeannet przewrócił się, złapał za podbrzusze, potem za nadgarstek i żądał wezwania lekarza. Gdy walka trwa, zmianę można zrobić tylko w przypadku kontuzji i taki był plan Francuzów. Lekarz zawodów miał jednak swoją opinię na ten temat. Uznał, że Jeannet symuluje, sędziowie dali Francuzowi czerwoną kartkę, a Zawrotniak po wznowieniu pojedynku nie miał ochoty atakować. - Wiedziałem, że jakbym go uderzył w klingę to zaraz znowu złapałby się za rękę i wołał lekarza. Skoro Francuzi nie pomyśleli o zmianie wcześniej i wypalili do nas z najsilniejszych dział, dlaczego mielibyśmy im ułatwiać zadanie - tłumaczył. A potem powtórzył to, co mówili wszyscy koledzy z drużyny: - Przyjdzie czas, że zrewanżujemy się Francuzom w inny sposób.

Radosław Zawrotniak

Francuzi byli świetnie przygotowani, jak do tego dodać przewagę wzrostu, to nie mieliśmy tego dnia wielkich szans. Oni walczą bardzo prostymi środkami. Liczyliśmy na to, że dobrze zaczniemy i popsujemy im plany obroną, ale pierwsze walki były nieudane i to oni walczyli naszą taktyką. My ryzykowaliśmy, Francuzi to wykorzystywali. Mam nadzieję, że im się zrewanżujemy na którejś z najbliższych imprez, bo na mistrzostwach Europy z nimi wygraliśmy. Może pokonamy ich na przyszłorocznych mistrzostwach świata. Mówi się, że zwycięskiego składu się nie zmienia, ale my chcieliśmy mieć jak najwięcej medali i dlatego przed finałem wprowadziliśmy Roberta.

Adam Wiercioch

Szkoda finału, miałem nadzieję że wygramy. Patrzyłem na kolegów z boku, może trochę brakowało im sił, a może trochę zeszło z nas powietrze po emocjach półfinału. Francuzi są wyżsi, my musimy nadrabiać dynamiką. Jesteśmy dość młodą drużyną, mamy szanse na kolejne medale. Francuzi niepotrzebnie zaczęli to zamieszanie ze zmianą w składzie. Sędziowie uznali że symulowali kontuzję, by ich kolega dostał medal. To trochę gorzka dla nas satysfakcja, my jednak mamy pięciu równych zawodników w kadrze - jest jeszcze Krzysztof Mikołajczak, który nie przyjechał do Pekinu. Nasza zmiana nie była więc osłabieniem drużyny. A oni mają tylko trzech szpadzistów na podobnym poziomie i bali się ryzykować. Ich wybór, my po prostu uznaliśmy, że to nie fair.

Robert Andrzejuk

Reguły igrzysk są nieubłagane, jako rezerwowy nie mogłem mieszkać z kolegami w wiosce, ale nie narzekam, warunki w polskiej ambasadzie były bardzo dobre. Medal dedykuję żonie (Danucie Dmowskiej, mistrzyni świata w szpadzie z 2005 r. - przyp. red.), cieszę się, że mogłem go odebrać razem z kolegami. Zmiany w składzie zaplanowaliśmy już wcześniej, Adam Wiercioch dobrze walczył w półfinale, potem przyszła moja kolej. Wyrównaliśmy największe olimpijskie osiągnięcie polskiej szpady, sprzed 28 lat. Choć igrzyska w Moskwie były kadłubowe, ale tamtego medalu to nie deprecjonuje, bo startowały wszystkie najsilniejsze reprezentacje w naszej konkurencji. W tej konkurencji rządzi Europa.

Robert Andrzejuk miał pięć lat, gdy drużyna szpadzistów wywalczyła w Moskwie olimpijskie srebro. Adam Wiercioch urodził się kilka miesięcy później, Tomasz Motyka i Radosław Zawrotniak są od niego rok młodsi. Dorastali w czasach, gdy o polskie radości na igrzyskach dbali floreciści, szablista Janusz Olech. Szpadziści byli w ich cieniu, ale teraz 28 lat suszy dobiegło końca. Na finałową walkę zjeżdżali Polacy ze wszystkich stron Pekinu. W wiosce olimpijskiej został tylko Kajetan Broniewski, kobieca reprezentacja w podnoszeniu ciężarów i kilku lekkoatletów. Trybuny były pełne tych, którzy przez ostatni tydzień wędrowali z miejsca na miejsce, wszędzie tam, gdzie był choć cień nadziei na pierwszy medal.

Pozostało jeszcze 90% artykułu
Sport
Prezydent podjął decyzję w sprawie ustawy o sporcie. Oburzenie ministra
Sport
Ekstraklasa: Liga rośnie na trybunach
Sport
Aleksandra Król-Walas: Medal olimpijski moim marzeniem
SPORT I POLITYKA
Ile tak naprawdę może zarobić Andrzej Duda w MKOl?
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Sport
Andrzej Duda w MKOl? Maja Włoszczowska zabrała głos
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku