Wędrowny szpital

Położyłem obok siebie kalendarze ATP i WTA. Tegoroczne i te nowe, na sezon 2009. Zapowiadano rewolucyjne wręcz zmiany, tymczasem na pierwszy rzut oka widać, że podstawowe turnieje zostały przy swoich terminach, a poprzedzą je mniej więcej te same co zwykle imprezy.

Publikacja: 16.09.2008 02:15

Australian Open ruszy w połowie stycznia. Przed Roland Garros i US Open trudnych sprawdzianów będzie jak zwykle bez liku. Pomiędzy Paryżem a Londynem wciąż tylko dwa tygodnie na złapanie oddechu. Męskie rozgrywki będą nawet dłuższe od tegorocznych. Kobiece minimalnie skrócono.

Mądre głowy panów działaczy pochylały się nad nowymi rozwiązaniami równo dwa lata. Po tym jak rywalizację ostatnich sezonów wykoślawiła lawina kontuzji, wynikających z nadmiernych obciążeń, należało się spodziewać radykalnych cięć. Owszem, na światowej mapie turniejowej kilka światełek zgasło, ale kilka się zapaliło. Nowe kierunki widać od razu. Sęk w tym, że azjatyckie czy arabskie zaloty władz zawodowego tenisa spowodowane są raczej motywacją ekonomiczną, a nie troską o zdrowie grających.

W rozgrywkach WTA Tour, nazywanych nie bez racji wędrownym szpitalem, coś się jednak zmieni na plus. Do rankingu będziemy teraz zaliczać paniom nie 17, a 16 najlepszych wyników. Zmniejszy się liczba rozmaitych zobowiązań startowych. Czołówka musi się skoncentrować na turniejach najważniejszych, tzw. premier, bo za nieobecność w tych imprezach grożą surowe kary i zero punktów do klasyfikacji. Na półmetku, zaraz po Wimbledonie, wygospodarowano aż trzy tygodnie z imprezami wyłącznie niskiej rangi.

Dla równowagi kolejne pięć to jeden ważny start po drugim na amerykańskim betonie. Która z pań przeżyje, zagra w nagrodę w Nowym Jorku.

W obu nowych kalendarzach aż iskrzy od nowinek, wymyślonych przez specjalistów od marketingu. Inne nazwy turniejowych kategorii, opowiastki o tym, jakie te rozgrywki będą teraz przyjazne i zdrowe. No i naturalnie, jakie to szczęście, że tort do krojenia się powiększył, bo kasy do podziału kolejny raz przybyło.

Czytając stenogramy z konferencji prasowych panów prezydentów ATP i WTA, pomyślałem sobie, że mogliby się od nich sporo nauczyć nasi – zapomniani na szczęście – specjaliści z epoki propagandy sukcesu.

Australian Open ruszy w połowie stycznia. Przed Roland Garros i US Open trudnych sprawdzianów będzie jak zwykle bez liku. Pomiędzy Paryżem a Londynem wciąż tylko dwa tygodnie na złapanie oddechu. Męskie rozgrywki będą nawet dłuższe od tegorocznych. Kobiece minimalnie skrócono.

Mądre głowy panów działaczy pochylały się nad nowymi rozwiązaniami równo dwa lata. Po tym jak rywalizację ostatnich sezonów wykoślawiła lawina kontuzji, wynikających z nadmiernych obciążeń, należało się spodziewać radykalnych cięć. Owszem, na światowej mapie turniejowej kilka światełek zgasło, ale kilka się zapaliło. Nowe kierunki widać od razu. Sęk w tym, że azjatyckie czy arabskie zaloty władz zawodowego tenisa spowodowane są raczej motywacją ekonomiczną, a nie troską o zdrowie grających.

Sport
Transmisje French Open w TV Smart przez miesiąc za darmo
Sport
Witold Bańka wciąż na czele WADA. Zrezygnował z Pałacu Prezydenckiego
Sport
Kodeks dobrych praktyk. „Wysokość wsparcia będzie przedmiotem dyskusji"
Sport
Wybitni sportowcy wyróżnieni nagrodami Herosi WP 2025
Materiał Promocyjny
Mieszkania na wynajem. Inwestowanie w nieruchomości dla wytrawnych
Sport
Rafał Sonik z pomocą influencerów walczy z hejtem. 8 tysięcy uczniów na rekordowej lekcji