Walkę z Austinem w Chengdu pokaże w najbliższy piątek, 7 listopada Polsat. Jeszcze nie tak dawno mówiono, że Polak stoczy jesienią pojedynek we Wrocławiu, ale kiedy dostał propozycję od Dona Kinga, by pokazać się w Chinach, gdzie będą obradować działacze prestiżowej organizacji WBC, nie zastanawiał się długo. Znacznie dłużej trwał wybór rywala. Ostatecznie padło na dwumetrowego Austina, który w trwającej dziesięć lat karierze wygrał 25 pojedynków, przegrywając tylko cztery.
Ostatnim, który go pokonał, i to przed czasem (w drugiej rundzie) jest Władymir Kliczko, mistrz świata organizacji IBF i WBO. Ale nie warto oceniać Amerykanina przez pryzmat tego właśnie pojedynku. Trzeba pamiętać, że potrafi bić szybko z obu rąk, nie boi się wymian w półdystansie i znacznie zyskuje, gdy trzeba pokazać charakter w starciu z wyżej notowanym rywalem. Tak było przecież w pojedynkach z Sułtanem Ibragimowem, Larrym Donaldem i Lance’em Whitakerem. Z każdym z nich Austin zremisował.
Pięściarz z Ohio wie, że wygrana z Gołotą to szansa na jeszcze jedną lub dwie solidne wypłaty. Porażka skaże go na groszowe honoraria lub zakończenie kariery. Gołota (na zdjęciu podczas przegranej walki z Johnem Ruizem) jest w podobnej sytuacji.
– Jeśli przegram, nie wrócę na ring – mówi w wywiadach. Ale z nim nigdy nie wiadomo. Kiedy został znokautowany przez Lennoksa Lewisa w 1997 roku, w pierwszym podejściu do tytułu mistrza świata, też zawiesił rękawice na kołku. Po ucieczce z ringu w słynnym starciu z Tysonem trzy lata później mówiono, że nie wróci, a wrócił.
Do boksu nie zniechęcił go nawet najszybszy nokaut z rąk Lamona Brewstera, w 2005 roku w Chicago. Odpoczął, pozbierał się i znów wygrywa.