Z całym szacunkiem dla wiedzy i umiejętności panów Leo Beenhakkera, Raula Lozano i Marco Bonitty, ale każdy z nich przyjechał tu tylko na chwilę, by wykonać określone zadanie. I każdy wykonał je (w przypadku Don Leo obowiązuje oczywiście czas teraźniejszy) lepiej lub gorzej. Żaden jednak nie pchnął polskiej siatkówki czy piłki zdecydowanie do przodu, tak jak pchnęli kiedyś swoje dyscypliny Jan Mulak, Feliks Stamm, Henryk Łasak, Kazimierz Górski oraz Hubert Wagner. Chcąc to bowiem zrobić, trzeba w Polsce popracować przynajmniej kilkanaście lat, tak jak legendarny wychowawca naszych szermierzy Węgier Janos Kevey. Taka jest prawda i nie zmienią jej marketingowe zaklęcia (lubię zwłaszcza to zachwalające świeżość spojrzenia), które mają nam wszystkim uzmysłowić, jaki wspaniały biznes robimy na zatrudnianiu przyjezdnych.
To jest błędne koło. Nie mamy własnych wybitnych trenerów, więc bierzemy obcych. Ale w jaki sposób ci nasi mogą stać się wybitni, skoro nie dostają szansy? Dlatego szlag mnie jasny trafi, gdy Grzegorz Wagner (syn legendarnego Huberta) przegra w tym tygodniu rywalizację o stanowisko trenera kadry siatkarzy z Argentyńczykiem Danielem Castellanim. A że trafi, to niemal pewne, bo znawcy przedmiotu wyraźnie wskazują na Latynosa. Będziemy zatem mieli ciuciubabkę jak za Lozano – znów najważniejszą osobą w siatkarskiej reprezentacji stanie się tłumacz.
Śmiech mnie przy tym bierze, gdy czytam, że Grzegorz Wagner jest za młody i że w związku z tym może nie mieć posłuchu u zawodników. Zwolennicy Castellaniego sugerują zatem przewrotnie, że to Wagnerowi bardziej potrzebny jest tłumacz niż Argentyńczykowi. Mnie też by się przydał, bym chwycił logikę takiego rozumowania. Śmiem zresztą podejrzewać, że młody wiek Wagnera i brak doświadczenia to w oczach ludzi, którzy za kilka dni podejmą decyzję, nie są jeszcze największe wady. O wyborze może przesądzić to, że facet ma charakter po ojcu, co oznacza, że nie da się wodzić za nos.
Optuję za Wagnerem, ale żeby była jasność, nie o niego tak naprawdę mi chodzi. Także nie o samą siatkówkę. Chodzi o cały polski sport, który potrzebuje następców Mulaka, Stamma i Górskiego. Nie mogą być nimi fachowcy z zagranicy, choćby najznakomitsi, którzy wpadną tu jak po ogień. A mówiąc ściślej, po kilka milionów dolarów.
[ramka][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/01/13/andrzej-fafara-ciuciubabka/]Skomentuj[/link][/ramka]