Właściciel dwutygodniowych mistrzostw Zjednoczonych Emiratów Arabskich, szef strefy wolnocłowej, Colm McLoughlin próbował tłumaczyć nieobecność Amerykanina jego kłopotami zdrowotnymi, ale sam zainteresowany natychmiast wyjaśnił, że podjął taką decyzję na znak protestu: „Naprawdę nie mogę się zgodzić z tym, co się tam wydarzyło. Mieszanie sportu z polityką generalnie wydaje mi się niezbyt fortunne, więc tym bardziej wolę w całym tym zamieszaniu nie uczestniczyć” – oświadczył Andy i został w domu.
W rozgrywanym w Dubaju tydzień wcześniej turnieju pań nie wystąpiła Shahar Peer. Władze arabskie w ostatniej chwili odmówiły zawodniczce z Izraela wizy wjazdowej, co miało związek z wydarzeniami w Strefie Gazy. Była to sytuacja nietypowa, bo tenisiści przyzwyczajeni są raczej do życia pod kloszem. Popisują się swoimi umiejętnościami wszędzie tam, gdzie – przynajmniej teoretycznie – nie ma wojen, konfliktów czy tragedii, za to zawsze jest dużo słońca i jeszcze więcej pieniędzy do zarobienia. Aż tu nagle ktoś im tę idyllę przerwał.
Odbyły się dyplomatyczne mediacje, które sprawiły, że kilka dni później, przed turniejem męskim, gracz z Izraela otrzymał wizę do kraju szejków. Na kobiecy turniej nałożone zostały natomiast kary finansowe, szef WTA zagroził usunięciem Dubaju z kalendarza na rok 2010, pomyślano też o finansowym i punktowym zadośćuczynieniu dla Shahar Peer. Ale zanim to wszystko nastąpiło, aż się prosiło o gest zwykłej, ludzkiej solidarności z pokrzywdzoną koleżanką.
Niestety, wśród obecnych na miejscu majętnych rywalek zapanowała nagle zbiorowa znieczulica, a z męskiego grona spontanicznie zareagował tylko jeden gwiazdor. Kapitan daviscupowej reprezentacji USA Patrick McEnroe mówi, że nie jest zaskoczony reakcją Roddicka: „Przyglądam mu się od lat. Widziałem, jak z szalonego nastolatka przeobraził się w fantastycznego faceta, który kieruje się w życiu kilkoma prostymi zasadami i jest przy tym uczciwy aż do bólu. Andy jest bardzo koleżeński, klimatu, jaki wytworzył w drużynie narodowej, zazdroszczą nam wszyscy rywale. Nie szukał wymówek, a mógł łatwo to zrobić, kiedy trzeba było jechać do Hiszpanii na finał Pucharu Davisa, by zagrać na ceglanej mączce z Nadalem w atmosferze korridy. Zmobilizował kolegów tak, że nie byli dla rywali tłem. Teraz też jestem z niego dumny. W obronie kogoś mu obcego potrafił zapomnieć o punktach i sporych pieniądzach”.
Tenis jest grą indywidualistów. Od dawna nie ma w nim przyjaźni i wielu sportowych gestów wobec rywala. Okazuje się też, że coraz trudniej zareagować odruchem serca.