Koń bardzo dobrze ujeżdżony, supertechnik, a poszło nam kiepsko. To mi pokazało, gdzie jest jego miejsce, że jest ono w konkursach 145 – 150 cm. 155 to już było dla niego za dużo. Zresztą wyniki uzyskiwane na zawodach CSIO w naszym regionie też to potwierdzały. Dużo lepiej wypadałem w Pucharze Narodów niż w Grand Prix, a wiadomo, że parkur tego pierwszego konkursu zawsze jest nieco łatwiejszy niż tego najważniejszego indywidualnego. W drugim półfinale PŚ wystartowałem więc na Djane des Fontenis. Mimo tego, że trudno się ją prowadziło, skakała lepiej. Miałem mniej błędów, ale po podliczeniu wyników dwóch półfinałów okazało się, że do niedzielnego konkursu finałowego już się nie zakwalifikowałem.
[b]Następne wspomnienia są podobne?[/b]
Kolejny finał PŚ, w którym wziąłem udział, tym razem już tylko z Djane des Fontenis, rozgrywany był w Las Vegas. To był rok 2003. Miałem trochę pecha, gdyż tym razem zakwalifikowałem się do niedzielnego ścisłego finału, ale w nim nie wystartowałem. Klacz nie została do niego dopuszczona ze względów weterynaryjnych – drobna kontuzja. W pierwszym półfinale znowu nie poszło mi zbyt dobrze, ale drugi ukończyłem tylko z jedną zrzutką i to dało mi tę kwalifikację, której nie mogłem wykorzystać. W niedzielnym ścisłym finale wystartowałem dopiero w Mediolanie w 2004 roku. Zająłem tam 20. miejsce w końcowej klasyfikacji finału i to jest mój najlepszy wynik. Był to nasz trzeci występ z klaczą Djane des Fontenis i to dobrze obrazuje, jak ważne jest doświadczenie zdobyte na tym poziomie. Kolejny start to rok 2005, ponownie Las Vegas. Niestety, było bardzo ciężko doprowadzić Djane des Fontenis do startu, gdyż w czasie lotu samolotem dwukrotnie się przewróciła i była porozbijana. Po nieudanym pierwszym konkursie wycofałem się. No i ostatni start, w Kula Lumpur, gdzie zadebiutował Ritus. Miał wtedy dziewięć lat. Bardzo się starał, ale myślę, że przeraziły go parametry przeszkód. Zwłaszcza szerokości okserów. Zrobił kilka dziwnych skoków. Niby się odbijał, pułap trzymał, ale łapał drugi drąg. W sumie skończyło się na 29. miejscu.
[b]Co jest powodem, że żaden z jeźdźców z Ligi Europy Centralnej nigdy nie zajmuje wysokiego miejsca w wielkim finale? Najlepszy wynik, 12. pozycja Estończyka Gunnara Klettenberga na klaczy Novesta w Kuala Lumpur to wyjątek. Zazwyczaj kończyło się między 20. a 30. ...[/b]
Podobnie jest w mistrzostwach Europy, świata czy na igrzyskach olimpijskich. Poziom jeździectwa w naszym regionie jest niższy niż na Zachodzie. Mało mamy startów zagranicznych w najsilniejszej obsadzie, w zawodach najwyższej rangi. Mało mamy koni, które takim konkursom mogą sprostać. W naszym regionie nawet najtrudniejsze konkursy są na poziomie 150 cm, a ci najlepsi startują w konkursach 155 – 160. Pięć centymetrów różnicy. Niby niedużo, ale na tym poziomie to przepaść. Poza tym jeździectwo, a zwłaszcza skoki, to obecnie wielki przemysł. Najlepsze wyniki mają ci, którzy mają pieniądze i hodowlę koni do sportu, albo Amerykanie czy Kanadyjczycy, którzy hodowli co prawda nie mają, ale są na tyle bogaci, że mogą kupować świetne konie na zachodzie Europy. Do Polski także trafia coraz więcej koni z Zachodu, ale są one gorsze. Biedni nie mają szans z bogatymi.
[b]Startował pan trzy razy w mistrzostwach Europy, dwa razy w mistrzostwach świata, raz na igrzyskach olimpijskich i pięć razy w finale PŚ. Który z tych startów był najbardziej prestiżowy?[/b]