Przy wyprzedzaniu Sebastiana Vettela doszło do kolizji i obaj kierowcy, zamiast stanąć na podium, opuszczają Australię bez punktów. Sensacyjne zwycięstwo odniósł Jenson Button, a ekipa Brawn GP ustrzeliła dublet.
– Przepraszam, jestem idiotą – powiedział Vettel swojemu zespołowi przez radio tuż po tym, jak na niecałe trzy okrążenia przed metą w rozpaczliwej próbie powstrzymania atakującego Kubicy nie opanował poślizgu swojego Red Bulla i wbił się w bok BMW Sauber prowadzonego przez Polaka.
Krakowianin szybko odrabiał dystans do Vettela i prowadzącego w wyścigu Buttona, którzy walczyli ze ścierającym się ogumieniem. – Robert wiedział, że ma szansę na zwycięstwo – przyznał menedżer kierowcy, Daniele Morelli. – Znał swoją stratę i wiedział, że obaj wyprzedzający go kierowcy jadą na miękkich oponach.
Losy dramatycznego wyścigu rozstrzygnęły się na początku 56. okrążenia. Vettel wpadł w poślizg na wyjściu z pierwszego zakrętu i mógł tylko patrzeć, jak na długiej prostej Kubica najpierw się z nim zrównuje, a potem wysuwa nos swojego bolidu do przodu. Niemiec wiedział, że jego opony są w opłakanym stanie i bardzo wcześnie rozpoczął hamowanie do prawego zakrętu. Gdy zobaczył, że Polak wyprzedza go już o prawie całą długość samochodu i atakuje od zewnętrznej, odpuścił hamulec. Miał miejsce, aby przejechać zakręt wewnętrzną linią, ale zdarte przednie opony nie wytrzymały. Przód bolidu poślizgnął się na zewnątrz i Niemiec zawadził swoim lewym przednim kołem o prawą tylną oponę auta rywala.
Oba samochody wypadły na trawę, obijając się o siebie i gubiąc fragmenty przednich skrzydeł. Mechanicy BMW Sauber, czujący już zapewne na językach smak szampana, zerwali się sprzed monitorów i wybiegli przed garaż, aby wymienić Kubicy połamane przednie skrzydło i być może pomóc mu uratować kilka punktów. Polak nie dotarł jednak do alei serwisowej – chwilę później oderwany fragment spoilera wpadł pod przednie koła i biało-granatowy BMW Sauber roztrzaskał się o barierę. Vettel także próbował jechać dalej i nie powstrzymało go nawet naderwane, wiszące na szczątkach zawieszenia przednie koło. Sędziowie nałożyli później na niego karę w wysokości 50.000 dolarów, za spowodowanie zagrożenia na torze – ale kolizję uznali za zwykły wypadek wyścigowy. Tor w Melbourne, jeden z ulubionych obiektów Kubicy w Formule 1, pozostaje zatem pechowym miejscem – w żadnym z trzech startów Polak nie dotarł do mety. Dwa lata temu popsuła się skrzynia biegów, a w zeszłym sezonie podczas neutralizacji staranował go Kazuki Nakajima. Teraz Japończyk w pewnym stopniu – choć oczywiście niechcący – zrehabilitował się za występek sprzed roku.