W świecie wyścigów Grand Prix trudno o mocniejszy kontrast – jeszcze kilka dni temu kierowcy i członkowie zespołów spędzili weekend w śródziemnomorskim porcie, wśród luksusowych jachtów i nieopodal plaży. W Belgii podziwiać można co najwyżej zielone zbocza Ardenów, wśród których wije się jeden z najbardziej znanych i wymagających torów w całym kalendarzu. Zakurzoną, krętą trasę wśród portowych magazynów i żurawi zastąpi w ten weekend licząca ponad 7 kilometrów długości pętla Spa-Francorchamps, składająca się w przeważającej większości z uwielbianych przez kierowców długich łuków, pokonywanych z ogromnymi prędkościami. Numer jeden to słynna kombinacja Eau Rouge: podjazd pod strome zbocze i pokonywany bez odjęcia gazu lewy łuk na szczycie. – Kiedy jechałem tu po raz pierwszy samochodem Formuły 1, przeżycie było niesamowite – wspomina w rozmowie z „Rz” Fernando Alonso. – Kiedy pędzisz pod górę, widzisz tylko niebo i czubki drzew, a potem w idealnym momencie musisz skręcić w lewo.
Belgijski tor nie ma nic wspólnego z nowoczesnymi, niemal sterylnymi obiektami, budowanymi w ostatnich latach w Chinach, Turcji czy Bahrajnie. Tutejsze drzewa pamiętają niejedną mrożącą krew w żyłach historię z czasów, kiedy nie było jeszcze barier ochronnych ani szerokiego, asfaltowego pobocza. Potem wprowadzono tu szereg modyfikacji podnoszących bezpieczeństwo, ale układ toru i panujący wokół klimat u każdego fana wyścigów wywołują romantyczne wspomnienia z czasów gdy – jak to ujął jeden z byłych mistrzów kierownicy – seks był bezpieczny, a wyścigi samochodowe wręcz przeciwnie.
Magia Spa-Francorchamps to także nieprzewidywalna pogoda. W ciągu zaledwie kilku minut błękitne niebo potrafi się zasnuć chmurami. Żeby było trudniej – nie zawsze pada nad całym torem. Na razie w Belgii świeci słońce, ale – jak mówią miejscowi – to tylko próba uśpienia czujności. Słupek rtęci ledwo przekroczył wczoraj 25 stopni Celsjusza, co nie jest dobrą wiadomością ani dla liderujących w obu klasyfikacjach mistrzowskich kierowców Brawna, ani dla duetu BMW Sauber. Samochody tych zespołów niezbyt dobrze spisują się w chłodnych warunkach, a dodatkowo charakterystyka samego toru bardziej odpowiada choćby bolidom Red Bulla. W Walencji Robert Kubica zdołał co prawda pokonać Marka Webbera, ale zdaniem Polaka podczas Grand Prix Belgii będzie to bardzo trudne. – Samochody Red Bull świetnie spisują się na szybkich zakrętach – twierdzi kierowca BMW Sauber. – Spodziewam się, że tutaj zaprezentują formę zbliżoną do tej z Silverstone.
W Wielkiej Brytanii Webber i Sebastian Vettel wywalczyli dublet, a podobny wynik na torze Spa pomoże im w pogoni za duetem Brawna. Swoje trzy grosze mogą też wtrącić kierowcy dysponujący systemem KERS – na długich podjazdach dodatkowe 80 koni mechanicznych może zagrać na korzyść zawodników McLarena i Ferrari. Gdzie w tej układance znajdą się kierowcy BMW Sauber? Podbudowani punktem zdobytym przez Kubicę w Hiszpanii liczą na powtórkę dobrego wyniku, jednak zupełnie inna charakterystyka toru oraz pogoda mogą sprawić, że Kubica i Nick Heidfeld znów będą walczyć w drugiej połowie stawki.
Obaj kierowcy rywalizują nie tylko na torze, ale i w padoku – poszukując miejsc na przyszły sezon. Do zawodników z niepewną przyszłością dołączają teraz kierowcy Toyoty, Jarno Trulli i Timo Glock. Po zakończeniu sezonu może się okazać, że japoński producent pójdzie w ślady BMW i także ogłosi wycofanie swojej ekipy z Formuły 1.