Niepewność, przed którą Kubica uciekał z BMW Sauber, dogoniła go w Renault.
– Musicie być cierpliwi. Nie chcemy na razie wprowadzać zamieszania do zespołu żadnymi komunikatami. Do końca roku – a to już niedługo – ogłosimy naszą strategię – tak szef francuskiego koncernu Carlos Ghosn odpowiedział wczoraj na pytania dziennikarzy, czy Renault rzeczywiście planuje wycofanie się z F1. Potwierdził w ten sposób pośrednio informacje podane najpierw przez stronę internetową BBC, a potem „Guardiana”, o kryzysowej naradzie w Renault, zwołanej w środę po tym, jak swoje rozstanie z Formułą 1 ogłosiła Toyota.
Na naradę zaproszono szefów zespołu Renault Boba Bella i Jeana Francois’a Caubeta, ale bez prawa głosu. Według informatora „Guardiana” szefowie francuskiego giganta rozważali trzy warianty: zostawiamy zespół w F1, pozbywamy się zespołu, ale pozostajemy dostawcą silników (Renault napędza też bolidy Red Bulla, wicemistrza świata konstruktorów z sezonu 2009) albo wycofujemy się całkowicie.
Ghosn nie zdradził nic więcej, ale trudno jego odpowiedź uznać za uspokajającą. O szefie Renault i Nissana od dawna mówiono, że nie jest entuzjastą wydawania setek milionów euro na F1, a zakończony sezon tylko go w tym przekonaniu utwierdził. Renault, mistrz świata z lat 2005 i 2006, zajął dopiero ósme miejsce wśród konstruktorów, nie wygrał żadnego Grand Prix, został skompromitowany aferą „Crashgate”, czyli oszustwem w Grand Prix Singapuru 2008. Po tej aferze stracił nie tylko szefa, zdyskwalifikowanego dożywotnio Flavio Briatore, ale też sponsorów: ING i Mutua Madrilena.
Gdyby Renault rzeczywiście się wycofało, to w F1 zostaną tylko dwa fabryczne zespoły: Ferrari i Mercedes (McLaren). A Robert Kubica będzie musiał szukać nowego pracodawcy albo liczyć na to, że ktoś odkupi ekipę, z którą podpisał kontrakt.