[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/fafara/2009/11/06/sieroty-po-pilkarzach/]Skomentuj na blogu[/link][/b][/wyimek]

Na stadion Polonii w Warszawie przyszło kilka tysięcy osób, wśród których, jak sądzę, co najmniej połowę stanowiły sieroty po skompromitowanych piłkarzach. Nasi rugbyści nie wykorzystali jednak okazji i nie zdobyli dla siebie nowych kibicowskich serc. Nie dość, że przegrali wysoko, to jeszcze popełniali błędy dające się porównać z tymi, które przyniosły złą sławę dwóm polskim bramkarzom, Kuszczakowi i Borucowi.

Szansa awansu do finałowego turnieju o Puchar Świata zniknęła więc w jesiennej mgle. Ja jednak wcale nie żałuję, że wybrałem się na Konwiktorską. Uczestniczyłem wielokrotnie w zbiorowym wykonaniu popularnej pieśni „Polska biało-czerwoni”, odbyłem dialog z trybuną kamienną (my: „Kto wygra mecz?”, oni: „Polska”), poklaskałem w rytm podany przez wodzireja biegającego z mikrofonem w dłoni wzdłuż boiska. To wszystko za jedyne 30 złotych.

Marna gra reprezentacji Polski nie zmieniła mojej opinii o rugby, które nadal uważam za jeden ze wspanialszych sportów, nieprzypadkowo cieszących się w wielu krajach większą popularnością niż wszechobecny futbol. We Francji na przykład mecz o mistrzostwo kraju ogląda co roku prawie 100 tysięcy osób, a trofeum wręcza zwycięzcom prezydent. My oczywiście jesteśmy pod każdym względem o kilka lat świetlnych za Francuzami, Brytyjczykami, Nowozelandczykami czy Australijczykami. Z reprezentacją wysp Fidżi przegralibyśmy zapewne 0:100. No, ale to przecież może się kiedyś zmienić. Tym bardziej że rugby siedmioosobowe całkiem niedawno zostało włączone do programu olimpijskiego. Teraz państwo na pewno sypnie trochę grosza na rozwój dyscypliny. Pewnemu młodemu człowiekowi, który uparł się, że zostanie dziennikarzem sportowym, poradziłem niedawno, by zainteresował się właśnie rugby. Jestem przekonany, że prędzej czy później gazety i stacje telewizyjne będą potrzebowały specjalistów w tej dziedzinie.

Na razie jednak nasi rugbyści przegrywają u siebie z nie najmocniejszymi Czechami, powodując, że sieroty po piłkarzach nadal będą się błąkać po różnych polskich obiektach sportowych. Mam nadzieję, że do czasu… A ściślej mówiąc, do igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro w 2016 roku.