[wyimek][link=http://blog.rp.pl/fafara/2009/11/11/wyprodukowano-w-ringu/]skomentuj na blogu[/link][/wyimek]
Gdy sędzia podniósł do góry rękę Davida Haye'a, ogłaszając jego zwycięstwo nad Nikołajem Wałujewem, pomyślałem, że może komunistyczni propagandyści mieli trochę racji, uważając boks zawodowy za szczyt kapitalistycznej zgnilizny w sporcie.
Nawet nie chodzi o to, że werdykt dotyczący wspomnianego pojedynku był kontrowersyjny, by nie powiedzieć – niesprawiedliwy. To nie tylko mój pogląd, ale tak właśnie orzekli obaj sprawozdawcy Polsatu oraz mocna grupa fachowców w studiu. Co ciekawe, jeden z nich, Andrzej Gmitruk, zmienił dzień później zdanie, stwierdzając, że obejrzał walkę ponownie i za drugim razem dostrzegł zwycięstwo Haye'a. Jeśli jeden z najlepszych speców od boksu w Polsce musiał dwukrotnie oglądać pojedynek, by wyrobić sobie o nim opinię, to mniej optymistycznie widzę dalszą karierę Tomasza Adamka, w którego sztabie Gmitruk jest centralną postacią.
Pal diabli jednak kontrowersyjny werdykt – nie pierwszy taki i nie ostatni w zawodowym boksie. W analizie na gorąco w studiu i dzień później w gazetach większego znaczenia niż siła ciosów i sztuka uników nabrały elementy marketingowe. Haye musiał wygrać – argumentowali znawcy – bo jego występy lepiej się sprzedają. Brytyjczyk jest wygadany i walczy efektownie (ale to widać dopiero za drugim razem), natomiast Wałujew to nudziarz, który rywali traktuje z szacunkiem, co nie budzi takiego zainteresowania jak obelgi rzucane przez Haye'a.
Analiza jest na pewno trafna, brakuje mi w niej tylko jednego ogniwa: sędziów. O ich roli komentatorzy się nie zająknęli. To nawet logiczne, bo w marketingowym wymiarze pięściarstwa arbitrzy są niepotrzebni. Wystarczy opinia ekonomisty lub fachowca od public relations, który po zakończeniu pojedynku wskaże bardziej wartościowy produkt. Tak chyba 50 lat temu wyobrażali sobie boks komunistyczni propagandyści. Jeszcze kilka takich rozstrzygnięć jak to w walce Haye'a z Wałujewem i trzeba ich będzie uznać za wizjonerów.