Mało kto mówi szczerze: przegrałem, bo byłem słabszy, a rywale mocniejsi. Takie wypowiedzi źle się jednak w mediach sprzedają. Nie ma w tym żadnego konfliktu, żadnej krzywdy, która na czytelnikach zawsze robi wrażenie.

[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/fafara/2010/02/24/krzywda-na-sprzedaz/]skomentuj na blogu[/link][/b][/wyimek]

Łyżwiarz figurowy Jewgienij Pluszczenko miał wedle większości rosyjskiej prasy przegrać z reprezentantem USA Evanem Lysackiem dlatego, że sponsorzy w Ameryce potrzebowali nowej gwiazdy. Arbitrzy ponoć wyszli naprzeciw tym oczekiwaniom. Jakże wspaniale brzmi na tym tle komentarz w "Sowietskim Sporcie", gdzie napisano wprost, iż Żenia nie wykonał kombinacji skoków, która pozwoliłaby mu wyprzedzić Amerykanina. Pluszczenko sam więc jest sobie winien, co gazeta wykazała czarno na białym. By jednak taką opinię zamieścić, trzeba się – po pierwsze – dobrze znać na łyżwiarstwie, a po drugie – mieć odwagę, by pójść pod prąd.

Fachowość, jeśli już o tym mowa, też się w prasie źle sprzedaje. Łatwiej zapowiedzieć, że biatlonistki będą walczyć o medal, niż dokonać profesjonalnej analizy szans, która może czytelników znudzić. Wiele polskich gazet ni z gruszki, ni z pietruszki obsadziło nasze dziewczyny z karabinami w roli faworytek.

Nie zgadzam się jednak z moim ulubionym sprawozdawcą telewizyjnym Krzysztofem Wyrzykowskim, który stwierdził przedwczoraj w Eurosporcie, że do marnego wyniku naszej sztafety przyczyniła się medialna presja. Jeśli zawodnik tylko z tego powodu ponosi porażkę, to powinien sobie znaleźć inne zajęcie.