Formuła 1 już tradycyjnie spędza Wielkanoc w Malezji. Szeroki tor z dwoma niezłymi miejscami do wyprzedzania oraz nieprzewidywalna tropikalna pogoda mogą dać świetny wyścig.
Rok temu zawody przerwano tuż po półmetku, gdy do utrzymania aut na zalanym deszczem torze nie wystarczyły nawet superprzyczepne opony. Kubica oglądał te sceny z garażu, bo już na pierwszym okrążeniu jego BMW Sauber w płomieniach i chmurze dymu zjechał na pobocze. Teraz Polak liczy na lepszy rezultat, choć szybkie łuki położonego pod Kuala Lumpur toru nie sprzyjają Renault R30. Bolidowi brakuje przyczepności aerodynamicznej, która w Malezji ma o wiele większe znaczenie niż na ulicznym torze w Australii.
Kubica doskonale zdaje sobie sprawę ze słabych stron swojego sprzętu i cały czas podkreśla, że podium w Melbourne było przede wszystkim efektem niecodziennego przebiegu wyścigu, który rozpoczął się na mokrym torze. – To jasne, że szybkością nie dorównujemy czołówce – przyznaje Polak. – Nie jesteśmy nawet tuż za nimi, strata jest duża. Tracimy około 0,8 sekundy na okrążeniu. Na szczęście jesteśmy na czele grupy pościgowej, a projektanci szykują poprawki na każdy wyścig.
Pod względem prędkości samochód Kubicy plasuje się co najwyżej na dziewiątym miejscu – za Ferrari, McLarenem, Mercedesem i Red Bullem – ale w punktacji konstruktorów Renault zajmuje czwartą pozycję. Polak zdobył w Australii tyle punktów, ile obaj kierowcy Red Bulla, którzy mają najszybsze auta. Splot pechowych zdarzeń i błędów sprawia, że „Czerwone Byki“ nie są w stanie zamienić swojej dominacji na torze w zwycięstwa czy miejsca na podium.
Sebastian Vettel dwa razy ruszał do wyścigu z pierwszej pozycji, ale na koncie ma zaledwie czwarte miejsce w Bahrajnie, gdzie zwycięstwa pozbawił go problem ze świecą zapłonową. Z kolei w Australii nie popisali się mechanicy odpowiedzialni za zmianę lewego przedniego koła i niedokładnie założona nakrętka pozbawiła Niemca szans na dobry wynik.