Indie w sporcie znaczą mało, na igrzyskach od lat przemykają niezauważone, regularne sukcesy odnoszą tylko w krykiecie. Tym więcej znaczy dla tego kraju Anand, błyskotliwy „Tygrys z Madrasu”, który przy szachownicy pracuje na sławę, ale i niemały majątek. Za dramatyczny mecz w obronie tytułu z Weselinem Topałowem dostał 1,2 mln euro. Walka w Sofii toczyła się do ostatniej partii, Anand wygrał spotkanie 6,5:5,5. Grali od 24 kwietnia, 12 partii. – Czuję się dziesięć lat starszy – mówił potem arcymistrz. Pokonał rywala na jego terenie, po długiej podróży – lotnisko we Frankfurcie odwołało loty z powodu pyłu wulkanicznego, więc jechał do Bułgarii z Niemiec samochodem – i odrzuceniu przez Bułgarską Federację Szachową prośby o przełożenie meczu. Ale żelazne nerwy to jego znak firmowy.
Fani w Indiach nazywają go „Królem umysłu”. „Anand najlepiej oddaje nie tylko ducha sportu, ale również ducha naszego kraju”, powiedział jeden z członków jury, które uznało arcymistrza najlepszym sportowcem Indii w 2007 roku. Teraz jest on uważany jest za największego sportowca, jakiego kiedykolwiek wydała ojczyzna szachów.
Pierwszy raz „Tygrys z Madrasu” został mistrzem świata (w wersji FIDE) w 2000 roku, gdy w meczu o tytuł pokonał w Teheranie Aleksieja Szirowa, Łotysza z hiszpańskim obywatelstwem. Został wtedy pierwszym zawodnikiem z Azji, który sięgnął po szachową koronę. W 2007, rok po zunifikowaniu rozgrywek o tytuł ponownie został mistrzem, pokonując w Meksyku Władimira Kramnika. Rok później w Bonn obronił tytuł najlepszego szachisty globu, także wygrywając z Rosjaninem. Teraz przedłużył panowanie o trzecią kolejną kadencję.
[srodtytul]Szybciej niż komputer[/srodtytul]
Anand urodził się 11 grudnia 1969 roku w Madrasie. W szachy nauczyła go grać mama, gdy miał sześć lat. Ojciec jest inżynierem specjalizującym się w kolejnictwie. Przez kilka lat cała rodzina mieszkała na Filipinach. – Czy rodzice pomagali mi na początku kariery? Bardzo – opowiadał Anand w rozmowie z wysłannikiem „Rz” podczas klubowego Pucharu Świata w Belgradzie w 1999 roku. – Najczęściej jest tak, że dzieciom, które grają w szachy, rodzice mówią, iż najważniejsza jest nauka. Moi rodzice byli zupełnie inni. Zachęcali mnie i do nauki, i do szachów, wspierali. Gdy miałem przed sobą jakiś ważny turniej, nie było problemu. Mogłem opuścić szkołę. Byli bardzo elastyczni. Taka postawa była czymś niezwykłym jak na Indie. Zwłaszcza w tamtych czasach, kiedy wszyscy mówili: nauka, nauka i jeszcze raz nauka.