Polak po wspaniałej jeździe po trzecie miejsce w Monako zachowuje ostrożny optymizm. – Ważne, żeby tamten wynik nie sprawił, że popadniemy w samozadowolenie – mówi kierowca Renault. – Myślę, że trudno nam będzie powtórzyć to osiągnięcie w Turcji, choć tor przypomina Barcelonę, gdzie szło nam całkiem dobrze.
W Barcelonie już w czwartek kibice tłumnie zjawili się na trybunach, aby zagrzewać do boju swojego faworyta, Fernando Alonso. Tymczasem dziś w Turcji na padoku było pusto, a na widownię nie zaplątał się nawet pies z kulawą nogą. Może to i lepiej, bo dwa lata temu podczas wyścigu GP2 jeden z bezpańskich kundelków stracił życie pod kołami samochodu Bruno Senny.
W światku Formuły 1 turecki wyścig budzi mieszane uczucia. Puste trybuny toru na dalekich peryferiach Stambułu wywołują przygnębienie, ale za to miło jest odpocząć od zgiełku, który towarzyszył kierowcom i członkom ekip przed dwoma tygodniami w Monako. Jednak Turcja nie na darmo określana jest mianem kraju kontrastów. Ci, którym tęskno do tłumów i hałasu, mogą po zakończonym dniu pracy wybrać się do odległego o godzinę jazdy od toru Stambułu. Spinająca Europę i Azję metropolia zdaje się funkcjonować swoim trybem, zupełnie nieświadoma faktu, iż kilkadziesiąt kilometrów stąd już w najbliższą niedzielę najlepsi kierowcy globu stoczą kolejną batalię o punkty w mistrzostwach świata.
Mieszkańcy Stambułu mają swoje własne zawody i aż dziw bierze, że żaden turecki kierowca nie trafił jak dotąd do Formuły 1. Tysiące poobijanych Fiatów, Renault i Tofasów (lokalna odmiana Fiata) bezustannie toczą zacięte pojedynki na uliczkach i autostradach. Miasto rozbrzmiewa dźwiękiem klaksonów, bo do codzienności należy widok blokującej pół ulicy zdezelowanej furgonetki, której kierowca musi akurat porozmawiać z popijającym na chodniku herbatkę znajomym. Gdy już pogawędka dobiegnie końca, szofer zamienia się w demona szos i próbuje nadrobić stracony czas, przepychając się między innymi autami, nie szczędząc klaksonu i gardła.
Turcy traktują wymalowane na jezdni pasy wyłącznie w kategoriach ozdoby, dlatego na biegnącej ze Stambułu na tor trzypasmowej autostradzie samochody nierzadko przemieszają się w pięciu rzędach – zwłaszcza w tradycyjnym korku na jednym z zaledwie dwóch mostów, łączących Europę z Azją. Najszybsi są oczywiście motocykliści, ale niewiele ustępują im małe autobusiki szkolne, wypakowane po dach turecką dziatwą. Ich kierowcy nie zwracają na nic uwagi, bezpardonowo przepychając się do przodu.