Już w przeddzień imprezy N-Gine Renault F1 Team Show przed bramą jedynego w Polsce toru wyścigowego, położonego niedaleko poznańskiego lotniska Ławica, gromadzili się pierwsi kibice.
Nad żółtym volkswagenem transporterem powiewała flaga z napisem „Robert Kubica Hajnówka” – jej właściciele przejechali niemal 600 kilometrów, aby popatrzeć choć przez chwilę na swojego idola. – Ilu ludzi się spodziewacie? – pytał kierowca testowy renault Jerome d’Ambrosio, który w sobotę także zabawiał kibiców swoimi popisami za kierownicą. Kiedy Belg usłyszał, że około 100 tys., nie krył zdumienia. – To więcej, niż przychodzi na wyścigi Grand Prix! – komentował z zachwytem.
Polscy kibice znacznie przekroczyli oczekiwania organizatorów. Przez spalony słońcem poznański tor przewinęło się ponad 140 tys. ludzi. Kubica zjawił się tuż po godz. 10, omijając przez pole gigantyczny korek na wąskiej drodze dojazdowej z lotniska do toru, i nie zawiódł swoich fanów. Najpierw wraz z D’Ambrosio pozdrawiał tłum z tylnej kanapy białego kabrioletu, potem przejechał kilka okrążeń modelem Megane z limitowej do 30 sztuk edycji sygnowanej jego nazwiskiem, jeździł także wyścigową wersją francuskiego auta drogowego. W przerwach rozdawał autografy, choć oficjalnie przewidziana była tylko jedna sesja podpisywania zdjęć, plakatów i gadżetów.
Gdy krótko po godzinie 16 mechanicy odpalili wreszcie potężny silnik zeszłorocznej wyścigówki F1, wśród kibiców zapanowała ekstaza. Po przejechaniu dziesięciu okrążeń i poprawieniu nieoficjalnego rekordu toru, który od ponad trzech lat należał do kierowcy testowego Ferrari Marca Gene, Kubica z butlą szampana podbiegł do kibiców, oblewając ich niczym rywali na podium.
Stojący najbliżej szczęśliwcy mogli skosztować napoju zwycięzców prosto z butelki podanej im przez jedynego Polaka w Formule 1. W tłum pofrunęły rękawiczki, czapeczka i polska flaga, z którą krakowianin chwilę wcześniej pozował do zdjęć. Kibice zrewanżowali się odśpiewaniem „Sto lat”, chóralnym „dziękujemy”, a na pytania konferansjerów, kto będzie mistrzem świata, nie mogło być innej odpowiedzi niż okrzyk „Robert!” z tysięcy gardeł.