Mikołaj Sokół o niebezpiecznej jeździe Michaela Schumachera

Aktualizacja: 02.08.2010 22:55 Publikacja: 02.08.2010 18:52

Mikołaj Sokół

Mikołaj Sokół

Foto: Rzeczpospolita

W wyścigu o Grand Prix Węgier do potencjalnie najgroźniejszego incydentu doszło w samej końcówce zmagań, kiedy broniący dziesiątej pozycji Michael Schumacher prawie zepchnął atakującego go Rubensa Barrichello na mur oddzielający prostą startową od alei serwisowej.

Niemiec, który po trzyletniej przerwie wrócił do Formuły 1, przypomniał tym samym o swoich najczarniejszych zagrywkach z dawnych lat. Wystarczy przypomnieć chociażby incydent z Grand Prix Australii 1994, kiedy Schumacher po własnym błędzie próbował zablokować atakującego go Damona Hilla. W wyniku zderzenia obaj zakończyli jazdę i „Schumi” został dzięki temu mistrzem świata.

Trzy lata później, również w wyścigu decydującym o mistrzowskim tytule, próbował wyrzucić z toru Jacques’a Villeneuve’a, ale przeliczył się i sam skończył na poboczu.

Pięć lat temu na ostatnim okrążeniu Grand Prix Monako Michael Schumacher najpierw przepchnął się obok kolegi z Ferrari, Rubensa Barrichello, a potem na ostatnich metrach wyścigu próbował jeszcze wyprzedzić swego brata, Ralfa, przyciskając go do stalowej bariery. Ten nazwał go szaleńcem i nie rozmawiał z nim przez wiele dni. Stawką ryzykanckiego manewru było… siódme miejsce.

Na Hungaroringu mieliśmy powtórkę z rozrywki. Schumacher jest cieniem samego siebie sprzed lat, jednak brutalna i nieustępliwa jazda pozostała mu we krwi, co udowodnił próbą zepchnięcia jeżdżącego teraz w Williamsie Rubensa Barrichello na betonową ścianę przy prędkości 300 km/godz. Stawką był z jeden punkt za dziesiąte miejsce.

„Schumi” tłumaczył potem, że zostawił rywalowi wystarczającą ilość miejsca, ale gdyby mur był dłuższy i nie kończył się przy wyjeździe z alei serwisowej, to Williams Brazylijczyka zostałby wprasowany w ścianę, albo przekoziołkowałby, jeśli koła obu samochodów by się zetknęły. Na obrazie z kamery umieszczonej na końcu prostej startowej dokładnie widzieliśmy skierowaną w prawo głowę byłego mistrza świata, który obserwował położenie samochodu rywala i przyciskał go do ściany.

Barrichello musiał zjechać prawymi kołami na trawę za wyjazdem z pasa serwisowego. – Nie dałoby się wcisnąć włosa pomiędzy mnie i ścianę – mówił później, wyraźnie wściekły na Schumachera.

Takiego manewru można się spodziewać po nowicjuszu, który stawia swoje pierwsze kroki w sporcie samochodowym. Schumacher ma 41 lat, jest ikoną sportu i do tego pełni funkcję ambasadora bezpieczeństwa w kampanii prowadzonej przez Międzynarodową Federację Samochodową. Trzeba przyznać, że jego zachowanie nie jest wzorem do naśladowania i skłania do zastanowienia się, czy obecność „Schumiego” w Formule 1 jeszcze czemuś służy. Wyników nie ma, są brutalne zagrania i niebezpieczeństwo na torze.

W Kanadzie Niemiec „nie zauważył” Roberta Kubicy i obaj musieli ratować się ucieczką na trawiaste pobocze. Na szczęście nie było w pobliżu żadnej ściany. Po wyścigu na Węgrzech Sébastien Buemi mówił, że tuż po starcie Schumacher wypchnął go z toru.

Świat się zmienia

Czytaj to co naprawdę ma znaczenie
już za 99 zł rocznie

SUBSKRYBUJ

Być może przez niespełna miesiąc wakacji Niemiec przemyśli sobie pewne sprawy, choć trudno wymagać nagłej przemiany od kierowcy, który jeździ w takim samym stylu od 20 lat. Jak to ujął Barrichello: – Z Michaelem można rozmawiać, ale on i tak zawsze jest przekonany, że ma rację. Nic się nie zmienił.

Pozostaje mieć nadzieję, że kolejne wybryki siedmiokrotnego mistrza świata nie skończą się tragicznie.

W wyścigu o Grand Prix Węgier do potencjalnie najgroźniejszego incydentu doszło w samej końcówce zmagań, kiedy broniący dziesiątej pozycji Michael Schumacher prawie zepchnął atakującego go Rubensa Barrichello na mur oddzielający prostą startową od alei serwisowej.

Niemiec, który po trzyletniej przerwie wrócił do Formuły 1, przypomniał tym samym o swoich najczarniejszych zagrywkach z dawnych lat. Wystarczy przypomnieć chociażby incydent z Grand Prix Australii 1994, kiedy Schumacher po własnym błędzie próbował zablokować atakującego go Damona Hilla. W wyniku zderzenia obaj zakończyli jazdę i „Schumi” został dzięki temu mistrzem świata.

Pozostało jeszcze 82% artykułu
doping
Witold Bańka jedynym kandydatem na szefa WADA
Materiał Partnera
Herosi stoją nie tylko na podium
Sport
Sportowcy spotkali się z Andrzejem Dudą. Chodzi o ustawę o sporcie
Sport
Czy Andrzej Duda podpisze nowelizację ustawy o sporcie? Jest apel do prezydenta
Materiał Partnera
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Sport
Dlaczego Kirsty Coventry wygrała wybory i będzie pierwszą kobietą na czele MKOl?