Grzeczny olbrzym z kościelnego chóru

Tomasz Adamek mierzy się z pięściarzem, który nie pasuje do ringu nie tylko dlatego, że gra na pianinie

Publikacja: 20.08.2010 02:23

Grzeczny olbrzym z kościelnego chóru

Foto: ROL

Miał być przyszłością zawodowego boksu. Tak sobie pod koniec XX wieku wymyślili Amerykanie, wierząc, że posągowo zbudowany Grant wkrótce pokona najlepszych pięściarzy na świecie. Łagodny olbrzym z Norristown (202 cm, 114 kg mięśni) miał być mistrzem na nowe czasy.

Wygadany chłopak z kościelnego chóru, mający u boku białą dziewczynę, grający na pianinie i uczący się języka francuskiego wymykał się stereotypowi pięściarza i przyciągał media. Kogoś takiego szukano od czasów Muhammada Alego. Promotorzy patrzyli na niego łakomym wzrokiem, przewidywali, że będzie żyłą złota. Takie opowieści dobrze się sprzedają: dziecko z rozbitej rodziny, ale grzeczne i religijne. Czarnoskóry, który nie ma nic wspólnego z grzechami tego świata. Do tego potrafi rozmawiać z dziennikarzami i ma talent do boksu.

Jesienią 1999 roku z Grantem walczył Andrzej Gołota. Specjaliści skazali Polaka na pożarcie. A ten zaczął podwójnym lewym prostym, po którym wystrzelił prawym i Grant padł na deski.

Wstał szybko, ale równo z gongiem kończącym pierwszą rundę znów leżał. Wynik walki wydawał się przesądzony. Ale Grant pokazał, że ma serce do walki. W dziesiątej rundzie, przegrywając na punkty u wszystkich sędziów, posłał Gołotę na deski, ten nie chciał dalej walczyć i sędzia przerwał pojedynek. To wtedy Amerykanie na dobre zachłysnęli się Grantem.

[srodtytul]Guru Holyfield[/srodtytul]

38-letni dziś pięściarz twierdzi, że zainteresował się boksem przypadkowo. Grał w uniwersyteckiej drużynie w baseball i futbol amerykański, świetnie radził sobie pod koszem. Nie mógł się wtedy opędzić od propozycji znanych uniwersytetów. Chcieli go w Nowym Jorku, San Antonio, Kansas, ale on nie mógł się zdecydować. Przez rok był w San Antonio, semestr w Los Angeles, później przeniósł się do Fullerton, gdzie świetnie radził sobie na pozycji silnego skrzydłowego. Kiedyś jednak pojechał z kolegami do Las Vegas, zobaczył walkę Evandera Holyfielda z Riddickiem Bowe i połknął haczyk.

To był moment zwrotny w jego życiu. Został bokserem, a jego duchowym guru – Holyfield. To on podszepnął swojemu trenerowi Donowi Turnerowi, by zrobić z Granta mistrza. To Holyfield był świadkiem na jego ślubie, podsuwał mu ciekawe książki do czytania i uczył wielu innych rzeczy.

Jako amator Grant stoczył zaledwie 12 walk. Przegrał raz, w 1994 roku z Derrickiem Jefersonem. Zawodowy kontrakt podpisał, mając 22 lata. Po trzech latach wygrywał już z tuzami, byłym mistrzem wagi junior ciężkiej Alfredem Cole’em i mierzącym 204 cm Kubańczykiem Jorge Gonzalezem. W kolejnym roku pokonał Davida Izona i Obeda Sullivana. Ale nie wszystkim się podobał.

Pamiętam, jak były mistrz Europy wagi ciężkiej, Chorwat Żejlko Mavrović, mówił mi w Las Vegas, tydzień przed walką Gołoty z Grantem, że Amerykanin to przeciętny pięściarz, i pokazywał, jak Polak powinien go znokautować. Ale Gołota przegrał wtedy sam ze sobą, a Grant, żarliwy baptysta, uwierzył, że Stwórca go wybrał i przed nim są już tylko zwycięstwa. Zawsze przed walką podchodzi do przeciwnika i mówi: – Niech cię Bóg błogosławi.

Tak było też, gdy stanęli w ringu z Lennoksem Lewisem, 30 kwietnia 2000 r. w nowojorskiej Madison Square Garden. Grant zawisł na linach szybko, już w drugiej rundzie. Później powiedział na konferencji prasowej, że to był zimny prysznic, lekcja, której nie zapomni. Zamiast mistrzostwa świata dostał straszne lanie, ale zapowiedział, że się nie podda i jeszcze wróci.

Ci, którzy pamiętają go ze starych czasów, gdy pobierał nauki w William Rainy Harper High School, twierdzą, że mógł być gwiazdą futbolu amerykańskiego lub koszykówki. To, że wybrał karierę zawodowego boksera, było chyba błędem.

[srodtytul]Trzy porażki[/srodtytul]

Tak mówią znajomi, ale on wierzy, że jeszcze będzie wielki. Najpierw tylko musi pokonać Adamka. Rekord wciąż ma wspaniały, tak samo jak warunki fizyczne. 46 wygranych walk, w tym 34 przez nokaut, i tylko trzy porażki, wszystkie jednak przed czasem. Z Lewisem w drugiej rundzie, z Jameelem McCline’em w pierwszej i Dominickiem Guinnem w siódmej. Od tamtego pojedynku w 2003 roku Grant stoczył tylko osiem walk, ale żadnej już nie przegrał. Wciąż jest tak samo rozrośnięty jak wtedy, gdy wygrywał z Gołotą. W okularach wygląda na kogoś, kto pomylił profesję. Czy pomylił, będzie się można przekonać już w nocy z soboty na niedzielę w Newark (transmisja w Polsacie). Adamek jest niższy o głowę i lżejszy o kilkanaście kilogramów, ale to jednak on będzie miał większe szanse na wygraną.

[i]Janusz Pindera z Newark[/i]

Miał być przyszłością zawodowego boksu. Tak sobie pod koniec XX wieku wymyślili Amerykanie, wierząc, że posągowo zbudowany Grant wkrótce pokona najlepszych pięściarzy na świecie. Łagodny olbrzym z Norristown (202 cm, 114 kg mięśni) miał być mistrzem na nowe czasy.

Wygadany chłopak z kościelnego chóru, mający u boku białą dziewczynę, grający na pianinie i uczący się języka francuskiego wymykał się stereotypowi pięściarza i przyciągał media. Kogoś takiego szukano od czasów Muhammada Alego. Promotorzy patrzyli na niego łakomym wzrokiem, przewidywali, że będzie żyłą złota. Takie opowieści dobrze się sprzedają: dziecko z rozbitej rodziny, ale grzeczne i religijne. Czarnoskóry, który nie ma nic wspólnego z grzechami tego świata. Do tego potrafi rozmawiać z dziennikarzami i ma talent do boksu.

Pozostało jeszcze 82% artykułu
Sport
Wielki sport w 2025 roku. Co dalej z WADA i systemem antydopingowym?
Materiał Promocyjny
Jak przez ćwierć wieku zmieniał się rynek leasingu
Sport
Najważniejsze sportowe imprezy 2025 roku. Bez igrzysk też będzie ciekawie
Sport
Wielki sport w 2025 roku. Kogo jeszcze kupi Arabia Saudyjska?
Sport
Sportowcy kontra Andrzej Duda. Prezydent wywołał burzę i podzielił środowisko
Materiał Promocyjny
5G – przepis na rozwój twojej firmy i miejscowości
Sport
Prezydent podjął decyzję w sprawie ustawy o sporcie. Oburzenie ministra
Materiał Promocyjny
Nowości dla przedsiębiorców w aplikacji PeoPay