To był od początku do końca zaprogramowany sukces. Włoszczowska i jej koleżanki znały każdy kamień na trasie, wiedziały o niej wszystko, bo trener Andrzej Piątek był tu z nimi specjalnie w tym roku. I pogoda wtedy dopisała.
– Najpierw świeciło słońce, później padał deszcz, więc mieliśmy świadomość, jak niebezpieczny jest ten stromy, pełen głazów zjazd, na którym można pogrzebać medalowe szanse. Mogliśmy się jednak dzięki temu perfekcyjnie przygotować na każde warunki – mówił Piątek „Rz” już po zwycięstwie Włoszczowskiej.
[wyimek]To pierwsze mistrzostwo świata dla polskiego kolarstwa od czasów Joachima Halupczoka [/wyimek]
Wicemistrzyni z Pekinu startowała do wyścigu w Kanadzie dopiero z trzeciego rzędu, ponieważ przed rokiem w Australii zabrakło jej w stawce uczestniczek z powodu kontuzji, której doznała kilka dni wcześniej podczas treningu. Tamten wypadek był makabryczny, Polka kilka dni spędziła w szpitalu, gdzie przeszła zabieg operacyjny, na szczęście nie pozostawiło to żadnych śladów w jej psychice.
– Tu start był perfekcyjny – powiedział Piątek. – Chciałem, by Majka wyszła na prowadzenie jeszcze przed tym karkołomnym zjazdem, który zaczynał się po pierwszym kilometrze trasy.