Było olimpijskie srebro, jest mistrzostwo świata Mai

Do olimpijskiego srebra Maja Włoszczowska dołożyła w Kanadzie mistrzostwo świata

Publikacja: 06.09.2010 03:33

Polka jedzie po złoty medal w Mont-Sainte-Anne / fot: Jacques Boissinot

Polka jedzie po złoty medal w Mont-Sainte-Anne / fot: Jacques Boissinot

Foto: AP

To był od początku do końca zaprogramowany sukces. Włoszczowska i jej koleżanki znały każdy kamień na trasie, wiedziały o niej wszystko, bo trener Andrzej Piątek był tu z nimi specjalnie w tym roku. I pogoda wtedy dopisała.

– Najpierw świeciło słońce, później padał deszcz, więc mieliśmy świadomość, jak niebezpieczny jest ten stromy, pełen głazów zjazd, na którym można pogrzebać medalowe szanse. Mogliśmy się jednak dzięki temu perfekcyjnie przygotować na każde warunki – mówił Piątek „Rz” już po zwycięstwie Włoszczowskiej.

[wyimek]To pierwsze mistrzostwo świata dla polskiego kolarstwa od czasów Joachima Halupczoka [/wyimek]

Wicemistrzyni z Pekinu startowała do wyścigu w Kanadzie dopiero z trzeciego rzędu, ponieważ przed rokiem w Australii zabrakło jej w stawce uczestniczek z powodu kontuzji, której doznała kilka dni wcześniej podczas treningu. Tamten wypadek był makabryczny, Polka kilka dni spędziła w szpitalu, gdzie przeszła zabieg operacyjny, na szczęście nie pozostawiło to żadnych śladów w jej psychice.

– Tu start był perfekcyjny – powiedział Piątek. – Chciałem, by Majka wyszła na prowadzenie jeszcze przed tym karkołomnym zjazdem, który zaczynał się po pierwszym kilometrze trasy.

Po pierwszej rundzie Włoszczowska była tuż-tuż za Kanadyjką Katherine Pendrel. Tak jak chciał trener. Miała do niej zaledwie 0,01 s straty, tyle co nic. Prawie pół minuty za nimi jechały Amerykanka Willow Koerber i broniąca tytułu mistrzyni świata Rosjanka Irina Kalentiewa. Dziesiąta Anna Szafraniec traciła w tym momencie 1.23 minuty, a 17. w tym rozciągniętym peletonie Ola Dawidowicz – 2,25.

– Z rundy na rundę byłem spokojniejszy. Wiedziałem, że Majka jest znakomicie przygotowana, ale to jest kolarstwo górskie, chwila nieuwagi, upadek i żegnajcie marzenia. Ona jednak była nieprawdopodobnie skoncentrowana i cały czas powiększała przewagę – opowiada trener Piątek, który od ośmiu lat krok po kroku prowadził Włoszczowską do tego sukcesu.

Po czwartej rundzie Polka miała już 37 sekund przewagi nad Koerber i 51 sekund nad Pendrel. Kalentiewa była czwarta i czaiła się do ataku na ostatnim okrążeniu.

Włoszczowska przyzna, że na ostatnim okrążeniu złapał ją skurcz, gdy zbiegała ze skały, i miała obawy, czy wytrwa do końca, ale Piątek wiedział, że wszystko będzie dobrze, przewaga była zbyt duża. – Liczyliśmy się z tym, że złapią ją skurcze, gdy zamiast zjeżdżać, będzie zbiegać. Ale to było świadome ryzyko.

– Gdyby nie deszcz i śliskie kamienie, ten zjazd pokonałabym na rowerze, ale tak, zgodnie z sugestią trenera, wolałam nie ryzykować – wyjaśnia Włoszczowska. Dzięki tej taktyce była jedną z nielicznych, które uniknęły upadku. Tyle szczęścia nie miała Pendrel, dobra koleżanka Polki. Kanadyjka miała szansę stanąć na podium, ale upadek zepchnął ją na czwarte miejsce.

Na ostatnim okrążeniu skutecznie zaatakowała Kalentiewa i zdobyła srebrny medal, ale Polka była już w tym momencie na mecie. Złoty medal mistrzostw świata, pierwszy w polskim kolarstwie od zwycięstwa Joachima Halupczoka w szosowym wyścigu w Chamberry w 1989 roku, Włoszczowska uczciła szampanem. Teraz przez rok będzie jeździć w tęczowej koszulce mistrzyni świata.

[ramka][b]>Kobiety[/b]

1. M. Włoszczowska (Polska) 1: 48.21; 2. I. Kalentiewa (Rosja) strata 48 s; 3. W. Koerber (USA) 52;... 7. A. Szafraniec 2.16; 21. A. Dawidowicz 9.53; M. Sadłecka (wszystkie Polska) nie ukończyła zawodów.

[b]>Mężczyźni[/b]

1. J. A. Hermida (Hiszpania) 1: 52.26; 2. J. Kulhavy (Czechy) strata 29 s; 3. B. Stander (RPA) 1.10;... 33. M. Galiński (Polska) 11.34.[/ramka]

[ramka][b]Andrzej Piątek, trener Mai Włoszczowskiej[/b]

Nieczęsto się zdarza, że ktoś mówi głośno o złotym medalu i później go zdobywa. My stawialiśmy sprawę jasno: Maja jedzie do Kanady po zwycięstwo. Wiedzieliśmy, że stromy zjazd po kamieniach jest niebezpieczny, więc miała zejść z roweru i zbiegać, nie ryzykując upadku. Co ciekawe, zbiegając, zyskiwała od dwóch do pięciu sekund, więc robiła to w każdej rundzie. Po igrzyskach w Pekinie chciałem skończyć z tą pracą, zbyt długo w roku jestem poza domem, a przecież mam rodzinę. Ale po raz setny obejrzałem ten olimpijski wyścig i stwierdziłem, że trzeba wreszcie zdobyć mistrzostwo świata oraz wygrać igrzyska. Zostałem i nie żałuję. Za dwa lata Londyn, już myślę o tym wyścigu po złoto. Jesienią pojedziemy tam i obejrzymy trasę.

[i]— wysłuchał j.p.[/i][/ramka]

[i]masz pytanie, wyślij e-mail do autora [mail=j.pindera@rp.pl]j.pindera@rp.pl[/mail][/i]

To był od początku do końca zaprogramowany sukces. Włoszczowska i jej koleżanki znały każdy kamień na trasie, wiedziały o niej wszystko, bo trener Andrzej Piątek był tu z nimi specjalnie w tym roku. I pogoda wtedy dopisała.

– Najpierw świeciło słońce, później padał deszcz, więc mieliśmy świadomość, jak niebezpieczny jest ten stromy, pełen głazów zjazd, na którym można pogrzebać medalowe szanse. Mogliśmy się jednak dzięki temu perfekcyjnie przygotować na każde warunki – mówił Piątek „Rz” już po zwycięstwie Włoszczowskiej.

Pozostało jeszcze 87% artykułu
Sport
Transmisje French Open w TV Smart przez miesiąc za darmo
Sport
Witold Bańka wciąż na czele WADA. Zrezygnował z Pałacu Prezydenckiego
Sport
Kodeks dobrych praktyk. „Wysokość wsparcia będzie przedmiotem dyskusji"
Sport
Wybitni sportowcy wyróżnieni nagrodami Herosi WP 2025
Materiał Promocyjny
Mieszkania na wynajem. Inwestowanie w nieruchomości dla wytrawnych
Sport
Rafał Sonik z pomocą influencerów walczy z hejtem. 8 tysięcy uczniów na rekordowej lekcji