Gdy najlepszy kolarz świata tłumaczył się wczoraj w samo południe z dopingowej wpadki, był przygnębiony, ale spokojny. Miał czas, żeby się ze swoimi kłopotami oswoić i przygotować wyjaśnienia. Tymczasowe zawieszenie trzykrotnego zwycięzcy Tour de France Międzynarodowa Unia Kolarska (UCI) ogłosiła dopiero teraz, ale on wie o pozytywnym wyniku kontroli od ponad miesiąca.
Dowiedział się 24 sierpnia. Wtedy mu przekazano, że w próbce pobranej 21 lipca w Pau w Pirenejach była śladowa ilość clenbuterolu. Leku na astmę, ale jednego z tych, którego sportowcy nie mogą brać, nawet jeśli są chorzy.
[srodtytul]W tajemnicy[/srodtytul]
Clenbuterol jest stymulantem, działa podobnie jak efedryna. Może też być anabolikiem, ale tylko w potężnych dawkach. Kiedyś to był dopingowy hit. Wpadali na clenbuterolu m.in. sprinterka Katrin Krabbe i tenisista Mariano Puerta.
Ale potem się okazało, że w większości sportów ta substancja raczej nie pomaga, a na pewno niszczy zdrowie (to wystarczy, żeby być na liście zakazanych) i długo utrzymuje się w organizmie, więc wspomaganie się nią jest wyjątkowo ryzykowne. Wciąż zdarzają się wpadki, na clenbuterolu złapano w Pekinie polskiego kajakarza Adama Seroczyńskiego. Ale to doping z zamierzchłej przeszłości, często spotykany jeszcze tylko w końskich wyścigach, w siłowniach, bo pomaga rzeźbić mięśnie, i w zagrodach z bydłem. Badania wykazały, że np. kastrowane byki po clenbuterolu rosną 30 procent szybciej. Od czasu do czasu słychać o zatruciach mięsem tuczonym na clenbuterolu, najgłośniejsze przypadki zdarzały się w Chinach.