Zwijający się z bólu zawodnicy to już symbol tego sezonu. Najbardziej cierpią ci, którzy wybijają się ponad przeciętność. – Próbowałem odebrać mu piłkę, ale przy prędkości, z jaką on się porusza, nie mógł wyhamować i nastąpiłem na jego kostkę – przepraszał Tomas Ujfalusi za faul na Leo Messim w końcówce ligowego meczu Atletico – Barcelona. Miał powody do frustracji, bo jego zespół przegrał 1:2, a mały geniusz z Argentyny strzelił jedną z bramek.
Jak zwykle najwięcej pracy mają jednak lekarze na Wyspach Brytyjskich. Dopiero w przyszłym roku na boisko wróci Antonio Valencia, potraktowany brutalnie przez Kirka Broadfoota we wrześniowym meczu Ligi Mistrzów z Glasgow Rangers. Tydzień temu Nigel de Jong złamał kość piszczelową i strzałkową Hatemowi Ben Arfie z Newcastle. Ale to nie wystarczyło, by przekonać sędziego do wyjęcia przynajmniej żółtej kartki.
De Jong to syn Jerry’ego, byłego piłkarza m.in. PSV Eindhoven i Maastricht, trzykrotnego reprezentanta Holandii. Wychował się w akademii Ajaksu, jednej z najlepszych w Europie. Codziennie wpajano mu, że najważniejsza jest technika, a dobre podanie ceni się bardziej niż gole. Zaczynał jako napastnik, marzył o karierze w stylu Dennisa Bergkampa. Miał niespełna 18 lat, gdy przebił się do pierwszego składu klubu z Amsterdamu. Wkrótce zadebiutował w kadrze.
Pięknej gry oduczono go w Hamburgu. Huub Stevens przesunął go na środek pomocy. Miał przerywać akcje rywali. Szybko przyzwyczaił się do nowej roli. – Zawsze podziwiałem zawodników występujących na tej pozycji. Zinedine Zidane nic nie zrobiłby bez Claude’a Makelele. Andy Cole i Dwight Yorke nie cieszyliby się z bramek, gdyby nie Roy Keane. Fernando Redondo, Patrick Vieira i Fernando Hierro: oni wszyscy byli wielcy – tłumaczył. Kiedy w ubiegłym roku przenosił się za ok. 15 mln funtów do Manchesteru City, mówił już jak prawdziwy rzemieślnik: – Lubię faulować, to prawda.
Solidnie pracował na złą sławę. W marcu ostro potraktował w meczu towarzyskim Amerykanina Stuarta Holdena. Złamał mu nogę, w zamian dostał tylko żółtą kartkę. W finale mundialu ciosem kung-fu w klatkę piersiową powalił Xabiego Alonso. Przydomki Kosiarka i Terrier zobowiązują. Jeśli de Jong chce zostać tak zapamiętany, to jego problem. Ale oczu na kłopot nie mogą zamykać władze futbolu, a tak się właśnie dzieje. Holender najprawdopodobniej uniknie kary. Federacja rozkłada ręce, tłumaczy, że nie może nic zrobić, bo arbiter nie ukarał go w czasie meczu. Nic nie pomoże pewnie oficjalne pismo Newcastle, bo w piłce nadal obowiązuje dogmat o nieomylności arbitrów.